Pamięć o ofiarach ludobójstwa na Kresach

Wielki Brat
Zwykły forumowicz
Posty: 2808
Rejestracja: poniedziałek, 19 lutego 2007, 08:39
Motocykl: FJR 1300

Pamięć o ofiarach ludobójstwa na Kresach

Post autor: Wielki Brat »

Zbliża się 11 lipca, kolejna rocznica apogeum ludobójstwa na Wołyniu dokonanego przez OUN/UPA (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów/Ukraińska Powstańcza Armia). Nie wolno nam o tych wydarzeniach zapominać. Ich rozmiar i okrucieństwo musi być przez Polaków pamiętane, bo w straszliwie okrutny sposób w latach 1939 -1947 oddziały UPA, oddziały tzw. samoobrony ukraińskiej, służby bezpieczeństwa OUN i ukraińska ludność cywilna, wymordowały na wschodnich kresach naszej Ojczyzny od 150 000 do 200 000 naszych rodaków, w tym starców, kobiet i dzieci.

Apel o pamięć nie jest wołaniem o zemstę. Apel o pamięć nie ma też na celu potępianie całego narodu ukraińskiego, a jedynie ideologii „twórczego terroru” Dmytro Doncowa, jej zwolenników i wykonawców, zwłaszcza Stepana Banderę, Romana Szuchewycza i im podobnych zwyrodnialców. Pamiętamy, że w dużej części Ukrainy, zwłaszcza we wschodnich jej regionach, rzezi Polaków nie było w ogóle i nikt dzisiaj nie uważa Bandery za bohatera.

Geneza zbrodni.
Ruch nacjonalistyczny, który narodził się w Galicji Wschodniej pod koniec XIX wieku dążył do stworzenia niezależnego państwa ukraińskiego. Ideologia tego ruchu odwoływała się do myśli ukraińskiego prawnika Dmytro Doncowa, dopuszczającej możliwość stosowania tzw. „twórczego terroru" - zabijania obywateli innych narodowości w imię osiągnięcia założonych celów.
kresy_wschodnie_1930.jpg
Ruch nacjonalistyczny od samego początku był wspierany przez greckokatolickiego arcybiskupa lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego. Pochodził on z rodziny o polskich korzeniach. Jego dziadkiem był Aleksander Fredro. Cała ta rodzina przed wiekami przeszła na obrządek rzymski. Andrzej Szeptycki zdecydował się powrócić do obrządku przodków. Pozostała część rodziny uznawała się jednak za rzymskich katolików i Polaków. Od czasu gdy został on arcybiskupem lwowskim zaczął silniej niż dotychczas wiązać losy wspólnoty greckokatolickiej z nacjonalizmem ukraińskim. Za jego czasów Cerkiew stała się bazą dla nacjonalistów ukraińskich a on sam patronował ich poczynaniom, godząc się na przeniknięcie nacjonalizmu w struktury Cerkwi. Wielu księży angażowało się w działalność OUN, stając się jej intelektualnym zapleczem – odgrywali oni w tamtym czasie rolę przywódców narodu, mocno angażując się w ruch nacjonalistyczny, na co mieli cichą zgodę wybitnie antypolsko nastawionego Szeptyckiego.

Wykonawcami ideologii Doncowa byli członkowie OUN. Szefem jednej z dwóch frakcji tej organizacji był syn greckokatolickiego księdza Andrija Bandery, proboszcza z Uhrynowa Starego, Stepan Bandera. W okresie międzywojennym jego podwładni dokonywali zamachów terrorystycznych na polskich urzędników i wojskowych, m. in. w 1934 r. dokonali zabójstwa ministra spraw wewnętrznych Bolesława Pierackiego. Zabijali również Ukraińców, którzy byli zwolennikami porozumienia z Polakami. W reakcji na terrorystyczną działalność Bandery polskie władze skazały go na karę śmierci, ale niestety z powodów humanitarnych zamieniono mu ją na dożywocie. Po wybuchu II wojny światowej Lwów znalazł się po stronie radzieckiej, a w Krakowie Niemcy stworzyli bazę dla ukraińskich nacjonalistów. Stepan Bandera został wypuszczony z więzienia i w Krakowie wraz z innymi członkami OUN, pod "auspicjami" Abwehry, uczestniczył w organizowaniu dwóch ukraińskich batalionów kolaboranckich „Nachtigall" i „Roland", które w 1941 r. jako pierwsze wkraczały do Lwowa.
Bandera1.jpg
Dowódcą jednego z nich był Roman Szuchewycz, późniejszy dowódca UPA, odpowiedzialny bezpośrednio za zagładę Polaków na Wołyniu. Oficerowie tych oddziałów po wkroczeniu do Lwowa otrzymali błogosławieństwo od arcybiskupa Szeptyckiego. Stepan Bandera przez pierwsze dwanaście dni po wkroczeniu Niemców do Lwowa sprawował w mieście niepodzielne rządy dokonując straszliwych mordów na Żydach, których krew płynęła strumieniami po ulicach. Po okresie początkowej współpracy Bandera został przez Niemców aresztowany i osadzony w specjalnej strefie w obozie koncentracyjnym Sachsen - Hausen. Nie był jednak zwykłym więźniem, nie miał pasiaka i numeru wytatuowanego na ręce. Był osobą internowaną. Niemcy uznali wtedy, że nie jest im na rękę wolne państwo ukraińskie, jednak nacjonaliści ukraińscy byli im potrzebni do mordowania Polaków i Żydów. Zorganizowane przez Banderę struktury działały nadal doprowadzając w rezultacie 14 października 1942 roku do powstania Ukraińskiej Powstańczej Armii, a w 1943 r. gdy Niemcy sformowali dywizję SS „Galizien”, na skutek agitacji księży greckokatolickich zgłosiło się w jej szeregi ponad 80 000 młodych Ukraińców. W kwietniu 1943 r. we lwowskiej katedrze św. Jura miała miejsce msza święta, w czasie której błogosławiono te oddziały. Szeptycki oddelegował księży, by stworzyli służbę duszpasterską w SS. Oddziały te później dokonały straszliwych zbrodni, których symbolem jest Huta Pieniacka, gdzie 28 lutego 1944 r. żywcem spalono ponad tysiąc Polaków, a w marcu 1944 r. w klasztorze dominikańskim w Podkamieniu wymordowano zakonników oraz setki chroniących się tam cywilów.

Okrucieństwo morderców.

Działalność OUN/UPA na Wołyniu nie była walką z państwem polskim, którą ewentualnie można by jakoś usprawiedliwiać, ale eksterminacją całej zamieszkałej tam ludności narodowości polskiej. Choć postępowanie Niemców i Rosjan bywało okrutne, to nie da się tego w żaden sposób porównać z „wyczynami” bandytów z OUN/UPA na Wołyniu. Brutalne wyrzynano niewinnych ludzi, w tym starców, kobiety i dzieci. Banderowcy nabijali niemowlęta na sztachety i rozbijali ich główki o ściany, ciężarnym kobietom wypruwano dzieci z łona i wsadzano w ich miejsce koty, księży rozcinano piłami, dziewczęta gwałcono na oczach ich ojców. Zmuszano Ukraińców, członków rodzin mieszanych, do mordowania polskiej części własnych rodzin: mąż miał zabić żonę, bracia swoje siostry. Zabijano za ślub z Polką/Polakiem, za posyłanie dzieci do kościoła katolickiego, za wspieranie czy bronienie Polaków. Apogeum ludobójstwa na Wołyniu była niedziela 11 lipca 1943 roku. Tego dnia, gdy Polacy modlili się w kościołach, zgodnie z dyrektywą wydaną przez banderowców by atakować w czasie sumy, zaatakowano dziesiątki miejscowości i kościołów. Otaczano wsie, podpalano drewniane w większości kościoły, a tych którzy nie chcieli dać się spalić, mordowano na zewnątrz. Niekiedy banderowcy wpadali do kościołów i zarąbywali księży odprawiających msze siekierami. W tym jednym dniu zamordowano prawie 10 000 osób.
ofiary_upa_rodzina.jpg
ofiary_upa_dzieci.jpg
Próby usprawiedliwiania zbrodni.
Ukraińcy twierdzą, że prześladowania Polaków wynikały z przedwojennej polityki Polski, która nie była przyjazna wobec ich mniejszości. I tak zapewne po części było, ale nie może to usprawiedliwiać ludobójstwa. II RP na pewno nie była doskonała, ale też niepodważalnym faktem jest, ze próbowała szanować prawa mniejszości. Niemcy, Ukraińcy, Żydzi, Białorusini mieli swoje partie polityczne, gazety, szkolnictwo. Jedna trzecia posłów i senatorów II RP w chwili wybuchu II wojny światowej należała do mniejszości narodowych i etnicznych.
Jeśli mówi się w tym kontekście o walkach polsko – ukraińskich w okresie tworzenia się państwowości polskiej w latach 1918 - 1919, to nie zapominajmy, że walczyły ze sobą regularne oddziały wojskowe i oddziały partyzanckie.
Zarzuca się Polakom, że też atakowali Ukraińców, lecz zawsze były to akcje odwetowe, np. w Sahryniu. Stacjonowały tam oddziały UPA i policji ukraińskiej, które zostały zaatakowane przez oddziały Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. Atak na Sahryń był więc atakiem na uzbrojone formacje ukraińskie. W czasie tej akcji, pomimo rozkazów dowództwa oddziałów polskich by oszczędzać cywilów, zginęli też i oni, nie było to jednak działanie zamierzone.

Zamordowani po raz drugi.

W imię utrzymania poprawnych relacji Polski i Ukrainy oraz „zamiatania pod dywan” niewygodnych faktów z historii Cerkwi greckokatolickiej, wielu polityków, dziennikarzy i przedstawicieli kościoła katolickiego (w katolickiej Polsce mało kto chce rozliczeń Kościoła katolickiego, nawet jeśli jest innego obrządku) uważa, że powinniśmy o ludobójstwie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej zapomnieć. Poza tym niemałą rolę grają tu zwykłe polityczne kalkulacje. O Katyniu się mówi, bo można w ten sposób dokopać Rosji, a mówienie o tragedii na Kresach się nie opłaca, bo Ukraina jest nam niby potrzebna do walki z Rosją. Nawiasem mówiąc to Rosjanie ostatecznie rozprawili się z UPA i z Banderą, którego zamordował w Monachium w roku 1959 agent KGB.

Pamiętajmy o bezimiennych ofiarach nacjonalizmu ukraińskiego.

Brak potępienia/zwalczania przez Polskę na każdym kroku ideologii, na podstawie której popełniono zbrodnie ludobójstwa, oznacza w skutkach przyzwolenie na krzewienie takiego rozumowania wśród Ukraińców, rośnięcia w siłę ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego i posłużenia się przez nich takimi metodami w przyszłości.

Pluciem na groby naszych rodaków jest zachowanie samorządów miast Ukrainy zachodniej w których stawia się w ostatnim czasie pomniki Banderze, a arcybiskup Lwowa Ihor Woźniak poświęca w 2007 roku pomnik tego mordercy i zapewnia przy tym, że walczył on z okupantami radzieckimi, niemieckimi i polskimi. Jak widać do Cerkwi wraca kult Bandery i UPA, a wszystko to wobec całkowitego braku reakcji polskich władz państwowych i kościelnych

Sam już nie wiem jak nazwać zachowanie władz naszego kraju, kościoła, mediów, które kupczą pamięcią niezliczonej liczby ofiar banderowców (nie znamy dokładnych liczb, gdyż nie ma zgody na prowadzenie szczegółowych badań na Ukrainie) w imię doraźnych, w dodatku według mnie źle zdefiniowanych, celów politycznych. Na szczęście są ludzie, którzy starają się ta zmowę milczenia naszych „elit” przełamać. Jest Pani Ewa Siemaszko, która wraz ze swoim ojcem, bez wsparcia środowisk naukowych i pomocy państwa, przygotowała obszerną i rzetelnie udokumentowaną pracę na ten temat. Jest też ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski, którego rodzina z Kresów się wywodzi i który od dłuższego czasu prowadzi kampanię na rzecz upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Skandalem jest również to, że my nadal nie uhonorowaliśmy tych bohaterskich Ukraińców, którzy w tamtych dramatycznych okolicznościach, z narażeniem życia własnego i swoich bliskich ratowali Polaków. Do tej pory nie ustanowiono dla nich choćby orderu.

Wybaczmy sprawcom tych zbrodni, ale pamiętajmy by 11 lipca oddać hołd naszym rodakom, którzy ponieśli męczeńską śmierć z rąk ukraińskich sąsiadów. Uczmy też wybaczania i przekazujmy tą pamięć naszym dzieciom by historia, jak to ma w zwyczaju, koła nie zatoczyła, a Państwo Polskie było silne i broniło swych obywateli - za życia i pamięć ich po śmierci.
WB

Do napisania niniejszego artykułu wykorzystałem m.in. publikacje Pani Ewy Siemaszko i wywiady z ks. Tadeuszem Isakowiczem Zaleskim.
Awatar użytkownika
Savi
Zwykły forumowicz
Posty: 197
Rejestracja: czwartek, 17 maja 2007, 11:12
Motocykl: BMW R 80 RT z wb, WFM, Simson SR2
Lokalizacja: Werbkowice

Re: Pamięć o ofiarach ludobójstwa na Kresach

Post autor: Savi »

Co prawda dla Ukraińców, którzy pomagali Polakom nie ma orderu, ale jest książka wydana przez IPN pt. "Kresowa Księga Sprawiedliwych". Warto przeczytać. Oparta jest na relacjach Polaków ocalałych z rzezi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „DZIEŃ PAMIĘCI ZBRODNI”