Wiedeń-Alpy-Brno motoGP - niesamowita wyprawa motocyklowa (2008r.)
-
- Zwykły forumowicz
- Posty: 326
- Rejestracja: sobota, 28 lipca 2007, 13:44
- Motocykl: Kawasaki ZX-6R Ninja 07'
- Lokalizacja: Zamość
- Kontakt:
Wiedeń-Alpy-Brno motoGP - niesamowita wyprawa motocyklowa (2008r.)
Wiedeń-Alpy-Brno motoGP - 2008 – niesamowita przygoda motocyklowa
Mam zamiar rozpisać się trochę. Mam nadzieję, że swoim tekstem i fotkami skuszę Was do następnej takiej wyprawy
Zaczęło się od tego, że Mariusz (Honda VFR) namówił mnie na w/w wyjazd. Nie musiałem zastanawiać się długo. Decyzję podjąłem od razu. Plan był taki, aby polecieć do Wiednia, następnie w austriackie Alpy i na końcu do Brna na wyścigi motoGP.
Zaczęło się od planowania co zabrać i jak zapakować się na wyjazd. Skończyło się na tankbagu, torbie na tylne siedzenie i plecaku. Wyścigowa Ninja zamieniła się w Ninję bagażową (jak widać na poniższej fotce) , ale jak się okazało wcale nie przeszkadzało to w szybkim przemieszczaniu się do celu.
Wtorek 12-go sierpnia rano o 6:30 zbiórka na Statoilu w składzie: ja-Sasza (Kawa ZX-6R), Mariusz (Honda VFR), Grzesiek (Africa), Grzesiek (Honda CBR 1100 XX), Edi (Suzuki GSX-R 1000) i Darek (Kawa ZX-10R).
Mała kawa przed startem i w drogę. Po drodze wstąpiliśmy do Zwierzyńca po Pana Jurka (Suzuki Hajabusa).
Na Stacji Shella w Rzeszowie zaczekaliśmy na kolejnego kumpla - Adaś (Suzuki TL) i dalej w trasę w kierunku Krakowa. Po drodze w Pilznie dołączył jeszcze Artur (Yamaha TDM). Chwila odpoczynku na rozprostowanie kości i kierunek Cieszyn. Przed granicą dłuższa przerwa na jeszcze polski obiad, gdzie dołączył do nas kolejny kumpel (Suzuki GSX-R) i wyruszyliśmy w trasę przy 32 stopniowym upale.
W Czechach wpadliśmy na autostradę i szybkim tempem kierowaliśmy się do Wiednia (powiem Ci tylko Piter, że TDM-a miała problemy z utrzymaniem tempa, ale dzielnie dawała radę, nie mówiąc o Africe, która stała się chyba najszybszą Africą w regionie ).
Przed granicą austriacką mały przystanek na zakup winietek (lepiej nie drażnić austriackiej policji haha). Do Wiednia dotarliśmy pod wieczór, po godz. 19-ej, trafiliśmy na interesujący nas camping (dzięki nawigacji Grześka-Africa) i zaczęliśmy rozbijać namioty. Pierwszego dnia nakręcone 840 km
Wieczorem zasłużony relaks i odpoczynek przy austriackim piwie i spać.
Grzesiek (Honda CBR 1100 XX) testował namiot zakupiony w Carefourze
Środa 13 sierpień 2008
Poranek pochmurny ale bezdeszczowy.
Część naszej grupy została w Wiedniu (zwiedzali stolicę Austrii), a my w piątkę: ja-Sasza (Kawa ZX-6R), Mariusz (Honda VFR), Grzesiek (Africa), Grzesiek (Honda XX) i Artur (Yamaha TDM) wyruszyliśmy w kierunku Alp.
Zapakowaliśmy motocykle i w drogę. Śniadanie w formie pysznych kanapek i kawy zaliczyliśmy po drodze na stacji paliw przy autostradzie.
Do pensjonatu w miejscowości Bruck (1 km od Zell am See) mieliśmy do pokonania ponad 500 km. Ok. 15-ej dotarliśmy na miejsce, gdzie przywitał nas Piotr – właściciel pensjonatu, Polak który już 19 lat mieszka w Austrii. Przyjął nas bardzo gościnnie. Ponieważ była chwila czasu do kolacji, więc wybraliśmy się na małą przechadzkę. Podeszliśmy pod górkę i zasiadając na ławce raczyliśmy się alpejskimi widokami przy łyku piwa i dymku cygara.
Po powrocie do pensjonatu kolacja i zasłużony odpoczynek
Czwartek 14 sierpnia 2008
Pobudka ok. 8:00, śniadanie i ok. godz. 9:00 wyruszyliśmy na słynną trasę wysokogórską Grossglockner Hochalpenstrasse, gdzie na odcinku pełnym zakrętów (raj dla motocyklistów) długości ok. 44 km dojeżdżało się na wysokość ok. 2700 m n.p.m.. Różnica temperatur wynosiła ok. 12 stopni. Trafiliśmy na świetną słoneczną pogodę, na dole było ok. 25 stopni na plusie, a na górze w górach ok. 12 stopni.
Trasa była wyśmienita, ale przyjemność ta kosztowała nas 18 Euro na motocykl na dzień.
Na fotce poniżej jesteśmy jeszcze na dole przed wjazdem na bramki, gdzie uiszczało się opłatę i wpadało na zaje... traskę.
W środę wieczorem poznaliśmy bardzo miłą parę: Bartka i Sylwię, którzy w czwartek dołączyli do nas i razem spędziliśmy cały dzień na moto. Dzięki Sylwi-plecaczek Bartka – Suzuki Hayabusa (wielkie dzięki Sylwia) mieliśmy okazję ponagrywać na kamerkę nasze wyczyny podczas jazdy. Było naprawdę suuuuuuuuuuupeeeeeeeer. Bartek, Sylwia, było bardzo miło Was poznać. Do zobaczenia następnym razem.
A oto nasza alpejska paczka (Sylwia robiła fotkę)
A takie oto były widoki:
Oto i nasza kamerzystka
Może moja małżonka i Bartek nie będą zazdrośni
Nie ma to jak śnieg w sierpniu. Można było nawet porzucać się śnieżkami
Były też małe wodospady
A oto i nasi nowi mili znajomi:
Fotka grupowa
(znowu Sylwia pstryka)
A tu wjechaliśmy na parking i podziwialiśmy widoki na 3-tysięczniki pokryte śniegiem.
A tu wszyscy razem, łącznie z Hayabusą J
Po wyprawie w Alpy nadszedł czas na chwilę odpoczynku (kawa, herbata, obiad itp.) Zjechaliśmy z gór i zatrzymaliśmy się w miłej alpejskiej knajpce.
Mariusz nie mógł się oprzeć urokowi austriackiej kelnerki i tak oto doszła jeszcze jedna fotka do kolekcji
A knajpka sygnowana była oczywiście marką Kawasaki
Alpejska trasa była tak wspaniała, że nie mogliśmy tego nie powtórzyć i we czwórkę (oprócz Artura-Yamaha TDM) po 18-ej wyruszyliśmy jeszcze raz na samą górę po świetnych alpejskich winkielkach. Tym razem trasa była luźniejsza i tempo było szybsze. Była okazja do większego pozamykania opon.
Tak wyglądała moja tylna opona przed Alpami
a tak po małych szaleństwach po całym dniu na alpejskich winklach. Widać coraz większe postępy w ujarzmianiu Kawy .
Po całodniowych wrażeniach przed godz. 20-tą zjechaliśmy do pensjonatu na zasłużone zimne austriackie piwo.
Piątek 15 sierpnia 2008
W piątek skończyła się nasza przygoda z Alpami i pomimo chęci zostania jeszcze do soboty, spakowaliśmy sprzęty i dosyć późno bo po godz. 11-ej pożegnaliśmy się z nowymi znajomymi oraz Piotrem (właścicielem Pensjonatu) i wyruszyliśmy w kierunku Brna.
Tego dnia pogoda nie rozpieszczała nas. Już z rana zaczął padać niewielki deszcz, a niebo było zachmurzone. Wyruszyliśmy z nadzieją, że zaraz przejaśni się. Niestety nie przejaśniło się i ponad 500 km przebyliśmy w deszczu.
Po drodze, oprócz tankowania musieliśmy przegryźć conieco.
Już zbliżaliśmy się do Brna. Na chwilę przestało padać, zaczęło się powoli ściemniać, była godz. ok. 19:30.
Do Brna dotarliśmy już jak było ciemno i w deszczu. Dojechaliśmy do campingu niedaleko toru wyścigowego. Po opłacie za pobyt i otrzymaniu niezbędnych dokumentów pobytowych wyruszyliśmy na poszukiwanie kolegów, którzy trzymali dla nas miejsce (dzięki chłopaki), bo o miejsce na campingu wcale nie było łatwo, nawet dochodziło do rękoczynów w walce o miejsce . Tego wieczoru camping zamienił się w jedno wielkie błoto, aż cud, że nikt nie położył motocykla jak jechaliśmy super błotnistą drogą gruntową. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Koledzy przywitali nas serdecznie. Namioty rozbijaliśmy po ciemku i w deszczu (nie rozbierając się nawet ze skór i przeciwdeszczówek). Wszyscy już mieli dosyć. Piwko oraz parę łyków beherowki na dobranoc i spać. W nocy przeszła niezła burza – lało, grzmiało i strzelało piorunami.
Grzesiek (Honda X) zrezygnował ze swojego namiotu i przeniósł się do kumpla.
Sobota 16 sierpnia 2008
Rano świat wyglądał trochę inaczej, lepiej, chociaż było zimno i trochę padał deszcz.
Sprzęty całe w błocie
Po pseudo śniadaniu (zupki w proszku ewentualnie gorący kubek) przed godz. 10-tą wyruszyliśmy na tor na kwalifikacje motoGP. Pogoda w sobotę zarówno nas jak i zawodników też nie rozpieszczała. Było pochmurnie i padał deszcz. Podczas kwalifikacji zmokliśmy trochę.
Mały toast przy torze z okazji zajefajnej wyprawy
Dzień jakoś zleciał, a bliżej wieczora zaczęło się – odpalanie maszyn, gazowanie do docięcia, strzelanie z wydechów itp.
W naszej grupce kolega na Harleyu robił furrorę swoją maszyną i przy jazgocie wydechów. Przy muzyce Harleya zbiegało się pół campingu .
Nie obyło się też bez podgrzewania whyski. Przecież było dosyć chłodno
Mała fotka części grupy
i przymiarki do Harleya
były też takie klimaty na błotnistych drogach campingu
Mariusz chciał zostać chyba plecaczkiem i obserwować drogę za moto
A tak działo się w nocy, oj ciężko było zasnąć
Niedziela 17 sierpnia 2008
Po ciężkiej nocy trudno było wstać
ale daliśmy radę i już przed godz. 9-tą byliśmy na nogach
Motocykle oczywiście całe w błocie, dodatkowo wyrzuciliśmy z namiotu buty i ciuchy aby trochę przeschły
W końcu wyruszyliśmy na tor. Po drodze zobaczyliśmy ilu miłośników wyścigów motoGP przyjeżdża na wyścig na 2-kółkach (parking przy torze)
A tak było na torze
Po wyścigu nadszedł czas na zbieranie się w drogę powrotną
Do Zamościa wyruszyliśmy we trzech: ja-Sasza (Kawa ZX-6R), Mariusz (Honda VFR) i Artur (Yamaha TDM). Grzesiek (Africa) wyruszył samotnie w niedzielny poranek. Reszta kolegów została do poniedziałku.
Wyjazd z campingu i dostanie się na autostradę przebiegło dosyć sprawnie. Polecieliśmy w kierunku Cieszyna, następnie Katowice, gdzie przy okazji tankowania zjedliśmy kolację i wypiliśmy po kawie. Było już ciemno.
Przed godz. 22-gą wyruszyliśmy ze stacji paliw za Katowicami w dalszą drogę. Pogoda dopisywała, nie było deszczu. Do warunków nocnych przywykliśmy i sprawnie przemieszczaliśmy się do przodu, omijając i wyprzedzając wszelkie przeszkody i maruderów
Po drodze następny przystanek w Pilznie, gdzie pożegnaliśmy Artura, który odbił w kierunku Krosna. Natomiast my z Mariuszem polecieliśmy dalej do Zamościa. W nocy było dosyć chłodno, ale jechało się sprawnie i bez przygód. Do domu dotarliśmy ok. 2:15 w nocy.
Tak zakończyła się super przygoda motocyklowa.
W sumie nakręcone ok. 2700 km w 6 dni .
Pozostały niesamowite wspomnienia, zdjęcia i film.
Poznałem nowych kumpli – serwus koledzy.
Nie minęło dużo czasu od powrotu, a ja już myślę o następnej wyprawie, zapewne w przyszłym roku. Do zobaczenia następnym razem i może w szerszym gronie
Mam zamiar rozpisać się trochę. Mam nadzieję, że swoim tekstem i fotkami skuszę Was do następnej takiej wyprawy
Zaczęło się od tego, że Mariusz (Honda VFR) namówił mnie na w/w wyjazd. Nie musiałem zastanawiać się długo. Decyzję podjąłem od razu. Plan był taki, aby polecieć do Wiednia, następnie w austriackie Alpy i na końcu do Brna na wyścigi motoGP.
Zaczęło się od planowania co zabrać i jak zapakować się na wyjazd. Skończyło się na tankbagu, torbie na tylne siedzenie i plecaku. Wyścigowa Ninja zamieniła się w Ninję bagażową (jak widać na poniższej fotce) , ale jak się okazało wcale nie przeszkadzało to w szybkim przemieszczaniu się do celu.
Wtorek 12-go sierpnia rano o 6:30 zbiórka na Statoilu w składzie: ja-Sasza (Kawa ZX-6R), Mariusz (Honda VFR), Grzesiek (Africa), Grzesiek (Honda CBR 1100 XX), Edi (Suzuki GSX-R 1000) i Darek (Kawa ZX-10R).
Mała kawa przed startem i w drogę. Po drodze wstąpiliśmy do Zwierzyńca po Pana Jurka (Suzuki Hajabusa).
Na Stacji Shella w Rzeszowie zaczekaliśmy na kolejnego kumpla - Adaś (Suzuki TL) i dalej w trasę w kierunku Krakowa. Po drodze w Pilznie dołączył jeszcze Artur (Yamaha TDM). Chwila odpoczynku na rozprostowanie kości i kierunek Cieszyn. Przed granicą dłuższa przerwa na jeszcze polski obiad, gdzie dołączył do nas kolejny kumpel (Suzuki GSX-R) i wyruszyliśmy w trasę przy 32 stopniowym upale.
W Czechach wpadliśmy na autostradę i szybkim tempem kierowaliśmy się do Wiednia (powiem Ci tylko Piter, że TDM-a miała problemy z utrzymaniem tempa, ale dzielnie dawała radę, nie mówiąc o Africe, która stała się chyba najszybszą Africą w regionie ).
Przed granicą austriacką mały przystanek na zakup winietek (lepiej nie drażnić austriackiej policji haha). Do Wiednia dotarliśmy pod wieczór, po godz. 19-ej, trafiliśmy na interesujący nas camping (dzięki nawigacji Grześka-Africa) i zaczęliśmy rozbijać namioty. Pierwszego dnia nakręcone 840 km
Wieczorem zasłużony relaks i odpoczynek przy austriackim piwie i spać.
Grzesiek (Honda CBR 1100 XX) testował namiot zakupiony w Carefourze
Środa 13 sierpień 2008
Poranek pochmurny ale bezdeszczowy.
Część naszej grupy została w Wiedniu (zwiedzali stolicę Austrii), a my w piątkę: ja-Sasza (Kawa ZX-6R), Mariusz (Honda VFR), Grzesiek (Africa), Grzesiek (Honda XX) i Artur (Yamaha TDM) wyruszyliśmy w kierunku Alp.
Zapakowaliśmy motocykle i w drogę. Śniadanie w formie pysznych kanapek i kawy zaliczyliśmy po drodze na stacji paliw przy autostradzie.
Do pensjonatu w miejscowości Bruck (1 km od Zell am See) mieliśmy do pokonania ponad 500 km. Ok. 15-ej dotarliśmy na miejsce, gdzie przywitał nas Piotr – właściciel pensjonatu, Polak który już 19 lat mieszka w Austrii. Przyjął nas bardzo gościnnie. Ponieważ była chwila czasu do kolacji, więc wybraliśmy się na małą przechadzkę. Podeszliśmy pod górkę i zasiadając na ławce raczyliśmy się alpejskimi widokami przy łyku piwa i dymku cygara.
Po powrocie do pensjonatu kolacja i zasłużony odpoczynek
Czwartek 14 sierpnia 2008
Pobudka ok. 8:00, śniadanie i ok. godz. 9:00 wyruszyliśmy na słynną trasę wysokogórską Grossglockner Hochalpenstrasse, gdzie na odcinku pełnym zakrętów (raj dla motocyklistów) długości ok. 44 km dojeżdżało się na wysokość ok. 2700 m n.p.m.. Różnica temperatur wynosiła ok. 12 stopni. Trafiliśmy na świetną słoneczną pogodę, na dole było ok. 25 stopni na plusie, a na górze w górach ok. 12 stopni.
Trasa była wyśmienita, ale przyjemność ta kosztowała nas 18 Euro na motocykl na dzień.
Na fotce poniżej jesteśmy jeszcze na dole przed wjazdem na bramki, gdzie uiszczało się opłatę i wpadało na zaje... traskę.
W środę wieczorem poznaliśmy bardzo miłą parę: Bartka i Sylwię, którzy w czwartek dołączyli do nas i razem spędziliśmy cały dzień na moto. Dzięki Sylwi-plecaczek Bartka – Suzuki Hayabusa (wielkie dzięki Sylwia) mieliśmy okazję ponagrywać na kamerkę nasze wyczyny podczas jazdy. Było naprawdę suuuuuuuuuuupeeeeeeeer. Bartek, Sylwia, było bardzo miło Was poznać. Do zobaczenia następnym razem.
A oto nasza alpejska paczka (Sylwia robiła fotkę)
A takie oto były widoki:
Oto i nasza kamerzystka
Może moja małżonka i Bartek nie będą zazdrośni
Nie ma to jak śnieg w sierpniu. Można było nawet porzucać się śnieżkami
Były też małe wodospady
A oto i nasi nowi mili znajomi:
Fotka grupowa
(znowu Sylwia pstryka)
A tu wjechaliśmy na parking i podziwialiśmy widoki na 3-tysięczniki pokryte śniegiem.
A tu wszyscy razem, łącznie z Hayabusą J
Po wyprawie w Alpy nadszedł czas na chwilę odpoczynku (kawa, herbata, obiad itp.) Zjechaliśmy z gór i zatrzymaliśmy się w miłej alpejskiej knajpce.
Mariusz nie mógł się oprzeć urokowi austriackiej kelnerki i tak oto doszła jeszcze jedna fotka do kolekcji
A knajpka sygnowana była oczywiście marką Kawasaki
Alpejska trasa była tak wspaniała, że nie mogliśmy tego nie powtórzyć i we czwórkę (oprócz Artura-Yamaha TDM) po 18-ej wyruszyliśmy jeszcze raz na samą górę po świetnych alpejskich winkielkach. Tym razem trasa była luźniejsza i tempo było szybsze. Była okazja do większego pozamykania opon.
Tak wyglądała moja tylna opona przed Alpami
a tak po małych szaleństwach po całym dniu na alpejskich winklach. Widać coraz większe postępy w ujarzmianiu Kawy .
Po całodniowych wrażeniach przed godz. 20-tą zjechaliśmy do pensjonatu na zasłużone zimne austriackie piwo.
Piątek 15 sierpnia 2008
W piątek skończyła się nasza przygoda z Alpami i pomimo chęci zostania jeszcze do soboty, spakowaliśmy sprzęty i dosyć późno bo po godz. 11-ej pożegnaliśmy się z nowymi znajomymi oraz Piotrem (właścicielem Pensjonatu) i wyruszyliśmy w kierunku Brna.
Tego dnia pogoda nie rozpieszczała nas. Już z rana zaczął padać niewielki deszcz, a niebo było zachmurzone. Wyruszyliśmy z nadzieją, że zaraz przejaśni się. Niestety nie przejaśniło się i ponad 500 km przebyliśmy w deszczu.
Po drodze, oprócz tankowania musieliśmy przegryźć conieco.
Już zbliżaliśmy się do Brna. Na chwilę przestało padać, zaczęło się powoli ściemniać, była godz. ok. 19:30.
Do Brna dotarliśmy już jak było ciemno i w deszczu. Dojechaliśmy do campingu niedaleko toru wyścigowego. Po opłacie za pobyt i otrzymaniu niezbędnych dokumentów pobytowych wyruszyliśmy na poszukiwanie kolegów, którzy trzymali dla nas miejsce (dzięki chłopaki), bo o miejsce na campingu wcale nie było łatwo, nawet dochodziło do rękoczynów w walce o miejsce . Tego wieczoru camping zamienił się w jedno wielkie błoto, aż cud, że nikt nie położył motocykla jak jechaliśmy super błotnistą drogą gruntową. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Koledzy przywitali nas serdecznie. Namioty rozbijaliśmy po ciemku i w deszczu (nie rozbierając się nawet ze skór i przeciwdeszczówek). Wszyscy już mieli dosyć. Piwko oraz parę łyków beherowki na dobranoc i spać. W nocy przeszła niezła burza – lało, grzmiało i strzelało piorunami.
Grzesiek (Honda X) zrezygnował ze swojego namiotu i przeniósł się do kumpla.
Sobota 16 sierpnia 2008
Rano świat wyglądał trochę inaczej, lepiej, chociaż było zimno i trochę padał deszcz.
Sprzęty całe w błocie
Po pseudo śniadaniu (zupki w proszku ewentualnie gorący kubek) przed godz. 10-tą wyruszyliśmy na tor na kwalifikacje motoGP. Pogoda w sobotę zarówno nas jak i zawodników też nie rozpieszczała. Było pochmurnie i padał deszcz. Podczas kwalifikacji zmokliśmy trochę.
Mały toast przy torze z okazji zajefajnej wyprawy
Dzień jakoś zleciał, a bliżej wieczora zaczęło się – odpalanie maszyn, gazowanie do docięcia, strzelanie z wydechów itp.
W naszej grupce kolega na Harleyu robił furrorę swoją maszyną i przy jazgocie wydechów. Przy muzyce Harleya zbiegało się pół campingu .
Nie obyło się też bez podgrzewania whyski. Przecież było dosyć chłodno
Mała fotka części grupy
i przymiarki do Harleya
były też takie klimaty na błotnistych drogach campingu
Mariusz chciał zostać chyba plecaczkiem i obserwować drogę za moto
A tak działo się w nocy, oj ciężko było zasnąć
Niedziela 17 sierpnia 2008
Po ciężkiej nocy trudno było wstać
ale daliśmy radę i już przed godz. 9-tą byliśmy na nogach
Motocykle oczywiście całe w błocie, dodatkowo wyrzuciliśmy z namiotu buty i ciuchy aby trochę przeschły
W końcu wyruszyliśmy na tor. Po drodze zobaczyliśmy ilu miłośników wyścigów motoGP przyjeżdża na wyścig na 2-kółkach (parking przy torze)
A tak było na torze
Po wyścigu nadszedł czas na zbieranie się w drogę powrotną
Do Zamościa wyruszyliśmy we trzech: ja-Sasza (Kawa ZX-6R), Mariusz (Honda VFR) i Artur (Yamaha TDM). Grzesiek (Africa) wyruszył samotnie w niedzielny poranek. Reszta kolegów została do poniedziałku.
Wyjazd z campingu i dostanie się na autostradę przebiegło dosyć sprawnie. Polecieliśmy w kierunku Cieszyna, następnie Katowice, gdzie przy okazji tankowania zjedliśmy kolację i wypiliśmy po kawie. Było już ciemno.
Przed godz. 22-gą wyruszyliśmy ze stacji paliw za Katowicami w dalszą drogę. Pogoda dopisywała, nie było deszczu. Do warunków nocnych przywykliśmy i sprawnie przemieszczaliśmy się do przodu, omijając i wyprzedzając wszelkie przeszkody i maruderów
Po drodze następny przystanek w Pilznie, gdzie pożegnaliśmy Artura, który odbił w kierunku Krosna. Natomiast my z Mariuszem polecieliśmy dalej do Zamościa. W nocy było dosyć chłodno, ale jechało się sprawnie i bez przygód. Do domu dotarliśmy ok. 2:15 w nocy.
Tak zakończyła się super przygoda motocyklowa.
W sumie nakręcone ok. 2700 km w 6 dni .
Pozostały niesamowite wspomnienia, zdjęcia i film.
Poznałem nowych kumpli – serwus koledzy.
Nie minęło dużo czasu od powrotu, a ja już myślę o następnej wyprawie, zapewne w przyszłym roku. Do zobaczenia następnym razem i może w szerszym gronie
Ostatnio zmieniony piątek, 5 września 2008, 09:52 przez sasza, łącznie zmieniany 4 razy.
nie ma rzeczy niemożliwych - są łatwe, trudne i bardzo trudne
[img]http://www.mojekawasaki.pl/images/mojakawa/zx6r.gif[/img]
[img]http://www.mojekawasaki.pl/images/mojakawa/zx6r.gif[/img]
- sebus00
- Zwykły forumowicz
- Posty: 1004
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 19:19
- Motocykl: Honda VTR 1000 FireStorm
- Lokalizacja: Lublin
Wiem że nie umieszczamy tu komentarzy, ale chciałem pogratulować chłopakom tej wyprawy i nie kryje sam bym chetnie się wybral kiedyś.
Mimo sportowych maszyn chlopkaki sprawnie poradzili sobie z bagazami, Sasza ale ta twoja kawa pojemna Suuper ehh świetnie się czytało waszą wyprawe i oglądało uwiecznione widoki ...
Mimo sportowych maszyn chlopkaki sprawnie poradzili sobie z bagazami, Sasza ale ta twoja kawa pojemna Suuper ehh świetnie się czytało waszą wyprawe i oglądało uwiecznione widoki ...
Ostatnio zmieniony wtorek, 26 sierpnia 2008, 06:31 przez sebus00, łącznie zmieniany 1 raz.
- Wiatr w Polu
- Zwykły forumowicz
- Posty: 1619
- Rejestracja: poniedziałek, 9 czerwca 2008, 11:41
Nie wiem, czy umieszczamy tu komentarze, czy nie Nie da się obejrzeć tych fotek, przeczytać relacji i nie skomentować...
Moje gratulacje chłopaki! Zazdroszczę, podziwiam, jestem pełen uznania
Moje gratulacje chłopaki! Zazdroszczę, podziwiam, jestem pełen uznania
Wojownik musi czuć zapach wojny, musi wiedzieć, że jest potrzebny. W czas pokoju tylko dudnienie KODO jest zwiastunem błogosławieństwa Cesarza do wymarszu na bój.