Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte 2014r.

Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

07.08.2014
Po przeprawach dnia poprzedniego motocykl wyglądał cudnie. Poobijany, podrapany i pięknie ubłocony. Wszystko do czasu. Tamara nie wytrzymała i musiała umyć motocykl. Szkoda, że tak krótko można było oglądać trudy naszej drogi a raczej przeprawy. Oprócz motocykla przeprane zostały nasze przepocone ubranka. Ja tymczasem zająłem się klepaniem kufrów aby w razie deszczu nie puszczały wody oraz naprawieniem zranionej szyby.

Obrazek

Wczoraj planowaliśmy dojechać do Koman. Po przejściach dnia poprzedniego ten niezbyt odległy cel stał się planem na dziś. Idąc za ciosem chcieliśmy dojechać do Koman jadąc z Drisht przez Bene. Tak było wczoraj. jak mówi legenda na naszej mapie - droga biała czyli taka jak powrót do Theth? Dziś Tamara powiedziała koniec z szutrami. Dla mnie szkoda jednak po tym co słyszałem i doświadczyłem wczoraj, lepiej nie robić powtórki. Do Koman jedziemy przez Szkodre (jak mówi legenda na naszej mapie - droga żółta czyli lepsza) - trochę na około ale na pewno szybciej.

Obrazek
Szkodra - w kraju śmieci ... mercedesów. To powiedzenie zaczyna tracić na znaczeniu. Albania zmienia się z roku na rok. Śmieci i mercedesy są ale jest ich zdecydowanie mniej.

Droga przez Vau i Dejes początkowo asfaltowa. Z upływem kolejnych kilometrów pojawiają się ubytki, coraz większe ubytki, osuwiska i miejscami szutry. Doceniamy piękne widoki na Zalew Liqeni i Vaut te Dejes.

Obrazek

Mijamy stada krów, owiec, kóz a nawet świń w obstawie pasterzy. Naszą uwagę przykuł jeden z nich, który ostentacyjnie niósł karabin spokojnie idąc środkiem drogi. Nie chcąc go drażnić nawet nie odważyliśmy się go sfotografować ani nagrać. Na nasz widok nawet nie usunął się z drogi. W końcu jest u siebie o czym głośno mówi - rozumiemy się bez słów. Pozostali mijani pasterze chodzili przeważnie z siekierami lub pałkami. Wszystko w celu obrony stada przed złodziejami luba dziką zwierzyną.

Obrazek
Na drodze były również żółwie, które odwiecznym zwyczajem Tamara przenosi na pobocze drogi.

Po drodze musimy być ostrożni ponieważ mamy do czynienia ze sporą ilością opadłych na drogę skał.
Dojeżdżamy do Koman. Pytamy o przystań po czym podjeżdżamy pod górę w stronę zapory. Przejeżdżamy jedynym w swoim rodzaju tunelem, w którym panowie z łopatami przewalają gruz. W końcu wyjeżdżamy tuż przy zaporze kilkadziesiąt metrów wyżej.

Obrazek

Na miejscu widzimy mały port, mini stocznię gdzie trwają remonty i spawanie łodzi.

Obrazek

Po prawej stronie restauracja oraz hotel w cenie 5 Euro (warunków nie znamy). Na miejscu znajduje się także informacja turystyczna. Jest około godziny 11:00. Okazuje się, że główna atrakcja czyli rejs z Fierze do Koman odpływa o 9:00 i wraca o 17:00. Cóż, trudno nie trafiliśmy na czas.
Przyglądamy się tętniącemu tutaj życiu. Ekipa młodych ludzi odbija piłkę. To Holendrzy. Po co tak się bawią? Na co czekają?
Zapoznajemy się z ofertą tu nagle ekipa Holendrów zbiera się w mgnieniu oka i ustawia w kolejce. Kolejka do łódki - o co chodzi ? Szybkie pytanie do pani z informacji turystycznej i wiemy już wszystko. Rejs private z Koman do ujścia rzeki Shala, która przepływa przez Theth (byliśmy tam wczoraj). Szybkie pytanie i decyzja - 30 Euro, łapiemy co się da w ręce i wskakujemy do łodzi w ubraniach motocyklowych.

Obrazek

Chwilę po wypłynięciu przyglądając się Holendrom Tamara żałuje, że nie zdążyła zabrać ze sobą stroju kąpielowego.

Obrazek

Obrazek

Tylko o co chodzi ?
Na razie nie wiemy nic. Czego się spodziewać ? Będą nas wyrzucać z łodzi ?
Rejs wśród dzikich i bardzo stromych gór wiodący w górę zalewu. Jest czas na podreperowanie nadszarpniętych wczoraj nerwów - ukojenie emocji.

Obrazek

Od czasu do czasu widać pojedyncze domki z kompletnie nie widocznymi drogami dojazdowymi. W zamian przy nabrzeżu zacumowane są łódeczki.

Obrazek

Czy to jedyny środek lokomocji i kontaktu z cywilizacją ? Najwyraźniej tak jest.

Obrazek

Ciągła zagadka. Czy z naszym strojem coś nie tak ?

Obrazek

Na łódce panuje świetna atmosfera. Rozmawiamy z Holendrami, którzy są w podróży od miesiąca a plany mają jeszcze bardzo ambitne.

Obrazek

Mimo wszystko - śmieci napotykamy i tu na totalnym odludziu ale wcale nas to nie dziwi wracając pamięcią do dnia poprzedniego przypominając sobie co widzieliśmy pod sklepem przy strumieniu. Sami dorzuciliśmy dwie aluminiowe puszki nie widząc żadnego kosza na śmieci.

Obrazek

Po jakimś czasie monotonia pięknego krajobrazu zaczyna powszednieć.

Obrazek

Dzikość, niedostępność a zarazem wszechobecny spokój z wyjątkiem łodzi i gwarnych turystów.

Obrazek

Nagle niespodziewana atrakcja. Dogania nas łódka, która stała w porcie. Wewnątrz 2 może 3 krzesła. Po prostu brak w niej jeszcze podłogi ale pojawili się kolejni turyści z Anglii. Zaczynają się wyścigi łodzi nasza przeciążona kontra druga, w której są jedynie 4 osoby.

Obrazek

Po drodze przystanek z dodatkową atrakcją. Mamy dostawę ciepłych placków coś ala racuchy z cukrem. Pyszna atrakcja z atrakcyjną dostawą :-)

Nagle - pasieka
Obrazek

Obrazek

Coraz węższe kanały

Obrazek

Widać już dno. Woda kryształ. Wyraźne kamienie na dnie

Obrazek

Nagle pojawia się plaża z napisem WELCOME. Kamienista plaża z osamotnionym domkiem. Aż trudno uwierzyć. Widok tego miejsca powala nas z nóg. Tamara trafnie nazwała to miejsce "NIEBIAŃSKA PLAŻA" - w pełni się z tym zgadzam.

Obrazek

Nie czekam zbyt długo. Rozbieram się w mgnieniu oka i skaczę jako pierwszy do lodowatej za to kryształowo czystej wody. Ciężko się oprzeć pokusie i nie skorzystać z kąpieli w tak urokliwym miejscu.

cdn ...
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

Na "Niebiańskiej Plaży" czas płynął spokojnie. Było wszystko o czym można marzyć - piękna plaża (to nic, że kamienista), czysta woda, pionowa ściana, z której oddawaliśmy skoki do wody, coś na wzór altanki i domek. Wszystko wolne od cywilizacji - bez zasięgu telefonii.

Obrazek

Jedyna droga dojazdu to żegluga wodnym wąwozem. Jako samochód dostawczy służy ponton holowany za łódką, na którym transportowane są deski. Dostawa nie była łatwa ponieważ nasza łódka jak inne powodowały powstawanie fal. To z kolei sprawiało mocne kiwanie sie pontonu z olbrzymim ryzykiem zatopienia całego towaru.

Obrazek

W takim miejscu można zapomnieć o wszystkich problemach oraz o mocnych przeżyciach dnia poprzedniego.

Obrazek

Błogie lenistwo :-)

Obrazek

Obserwacja podwodnych żyjątek

Obrazek

Obrazek

Druga plaża z dwoma gospodarzami, którzy wieźli ze sobą chybotliwy towar.

Obrazek

Niestety przyszedł i na nas czas. Wracamy a chciałoby się przenocować choć jedną noc w tak doskonałym miejscu.

Wspólnie z Tamarą daliśmy temu miejscu 2 na pudle po wodospadzie Sopotnica. Bardzo prawdopodobne, że zmiana na pudle nastąpiłaby gdyby dane nam było przenocować na "Niebiańskiej Plaży".


Obrazek

Moment powrotu wszystkim przychodzi z trudem. Patrząc w drugą stronę widzimy inne ciekawostki, które umknęły nam podczas żeglugi w odwrotnym kierunku.

Obrazek

Taka z nas tryska radość podczas powrotu do cywilizacji

Obrazek

Po drodze kolejny wyścig dwóch łódek po czym nastąpiły próby wyrzucenia człowieka za burtę. Pierwsza nie powiodła się, druga po ciężkiej walce również nie udana. Jak mawiają zuchwali, do trzech razy sztuka - CZŁOWIEK ZA BURTĄ.
Mina chłopaka za burtą była bezcenna. Przerażenie na widok przyspieszającej i oddalającej się łódki musiało podziałać. Wciągnięcie na pokład do łatwych nie należało, za to chęć rewanżu tliła się w oczach poszkodowanego do samego końca.

Obrazek

Nie znamy dalszego ciągu historii płynących z nami Holendrów.
Po powrocie do naszych pojazdów, wszyscy pojechali w swoją stronę. My dostajemy pamiątkowy bilet, którego nie zdążyliśmy otrzymać spiesząc się do łodzi.
W drodze powrotnej do Szkodry łapie nas ulewa. Po drodze zaczęły płynąć potoki a wszechobecne zwierzęta pasterskie pochowały się gdzieś między skałami. Po pasterzach ani śladu za to na drodze przybyło fragmentów skał oderwanych z pionowych miejscami skał.

W Szkodrze tankowanie ... pozbywamy się miejscowej gotówki więc zaczynamy się rozglądać za jakimś bankiem lub bankomatem.

Obrazek

Ceny paliwa w Albanii (trzeba uważać na przelicznik na tysiące i setki - mają podwójną walutę - w sumie nie dostaliśmy starej).

Na stacjach benzynowych zmyłka ! Widniejące płatności kartą Visa, Maestro ... itp. Niestety płatności tego typu nie udało nam się nigdzie wykonać. Rada dla chętnych zwiedzenia tego kraju - zabierajcie ze sobą gotówkę.

Wyciągamy kasę, chwila na małą przekąskę i bez pośpiechu ruszamy dalej. Zobaczymy gdzie uda nam się dojechać.
Ze Szkodry wyjeżdżamy ok. 17.00 (Szkodra-Durres-Fier).

Obrazek

Już po zmroku.
Przy skręcie w lewo zjeżdżając do sklepu na wieczorne zakupy, najeżdża na nas motocyklista na BMW R 1200 GS Adventure. Mario (Don Mario) - Albańczyk z angielskim paszportem i tablicami w rzeczywistości czuje się Francuzem. Zawiła korelacja. My myślimy już wyłącznie o zakupach i poszukiwaniu miejsca na nocleg z kolei Mario proponuje nam inne rozwiązanie. Chce nas zabrać do swojego ulubionego miejsca, do którego przyjeżdża każdego roku. Na podjęcie decyzji mamy trzy minuty.
Jedziemy razem poznając go lepiej podczas kolejnych przystanków.
Teraz skrócone wyjaśnienie zawiłej historii Mario - urodzony we Vlore (AL), mieszka i pracuje w Anglii, żona w połowie Chinka i Fracuzka, z którą mają 11 letnią córkę. Mieszkają w Anglii, czują się Francuzami a córka mówi tylko po angielsku. Ot tak poznaliśmy ciekawy międzynarodowy zlepek rodzinny.
Mario jako rodowity Albańczyk kocha swój kraj oraz motocykle. Jedziemy za nim po doskonale znanych mu ścieżkach. Ja z dozą niepewności wiedząc czego można się spodziewać na albańskich drogach a Mario przeskakuje i przeciska się niczym kozica w górach. Na pewno na krętej drodze pomaga mu lepsze oświetlenie w jego Adventure.
Pod osłoną nocy przemykamy koło naszych celów podróży - Zvernec i Przełęcz Llogara. Na przełęczy zdecydowanie odstajemy. Kręta droga z niespodziankami, stromymi podjazdami i serpentynami robi swoje. Jadąc we dwoje obciążonym motocyklem z gorszym oświetleniem nie ma sensu ryzykować. Wspinamy się pod górę w totalnej ciemności. Przejeżdżamy ponad 1000 m.n.p.m tuż przy samym morzu widząc tylko ciemność. Mam wrażenie jakbyśmy byli kulą u nogi albańskiej kozicy o imieniu Mario. Staramy się jak możemy aby nadążyć za nim ze zdecydowanym nastawieniem - bezpiecznie.
Przed północą dobijamy do wyśnionego kempingu zachwalanego przez Mario tuż przed Himare. Po drodze zgarniamy jego córkę, jemy kolacyjkę i udajemy się na spoczynek szukając wcześniej miejsca na nasz namiot.

cdn ...
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

Przesuwanie namiotów na schodkowym polu namiotowym było dla nas czymś nowym. Mario pytał czy śpimy w kwaterze ale rankiem nie widzimy żadnych zabudowań. Hmm, może za wzgórzem. Otaczające nas namioty dziwnie do siebie podobne, z numerkami.
Rankiem udajemy się na zakupy do pobliskiego marketu. Chcąc się skwarzyć na plaży lepiej mieć jakiś balsam z odpowiednim filtrem. Na południu grzej, bierze i opala zdecydowanie mocniej.

Obrazek

Ku naszemu zdziwieniu dopiero na plaży widzimy pierwszy bunkier w kraju bunkrów. Słyszeliśmy od znajomego o znikających obiektach.

Obrazek

Kemping Livadh - plaża pod Himare
Leżakowanie, opalanko, jedzenie, picie, pranie, zwiedzanie ...

Obrazek

Czuję się jak skwarek mimo chłodzącej kąpieli w morzu. Z plaży znikamy ok. 13:00 - po prostu trudno już wytrzymać. Upał sakramencki. Znikamy na chłodzący browar i obiad. Przeglądamy mapy i żałujemy pominiętych miejsc - szczególnie przełęczy.

Obrazek

Udajemy się ponownie na plaże ale długo nie wytrzymujemy. Wracamy do cienia a tu okazuje się, że musimy dopłacić do dzisiejszego śniadania i obiadu. Dopytujemy dlaczego ?

Obrazek

Po długich dyskusjach okazuje się, że powodem dopłaty jest nasz namiot. Owe podobne do siebie namioty to nazywane przez Mario kwatery. Teraz kojarzymy, w którym pokoju mieszka.

Obrazek

Wspominamy wszystko po kolei.
Mario zachwalał nam wspaniałą plaże, niesamowite miejsce, niskie ceny ...
Na wspaniałą plaże udał się z samego rana ok. 10 km dalej, ceny zgadzały się do momentu kiedy nie doszła dopłata do śniadania i obiadu za posiadanie własnego namiotu. Dziwna sprawa. Idziemy krok dalej. Wczoraj Mario powiedział, że jako jego goście zapłacimy 5 Euro za noc. Pytamy o odpłatność za kemping. Cena wzrosłą o 100%. Może 10 Euro to nie jest jakaś poważna kasa ale za dużo tych dziwnych zbiegów okoliczności. Chcemy rozmawiać z szefem - pytamy o odpłatność za kemping. Cena 10 Euro potwierdzona. W związku z tym przypominamy o wczorajszej deklaracji Mario, że cena dla nas wynosi 5 Euro. Skoro tak powiedział nasz znajomy to płacimy tyle co powiedział.
Płacimy za wszystko zadając sobie twierdzące pytanie a zarazem odpowiedź. Zwijamy manatki i jedziemy dalej.

Obrazek

Albańska waluta

Obrazek

Mieliśmy w planie odsapnąć trochę na plaży ale dziwne zbiegi okoliczności, pominięte dwa punkty planowanej podróży i niezbyt urokliwa plaża nie była w stanie nas zatrzymać.
Po spakowaniu bierzemy chłodzący prysznic i ok 17:00 kiedy upał nieco zelżał ruszamy w drogę.

Obrazek

Z poziomu morza wspinamy się na Przełęcz Llogara 1010 m.n.p.m krętą, wijącą się w górę drogą za dnia. Zasługuje ona na miano motocyklowych dróg kultowych w Europie co opiszemy w zakładce różne >>> drogi kultowe.

Obrazek

Droga ma dość strome podjazdy i zjazdy. Widząc to wszystko za dnia rozumiałem swoje nocne obawy przed zbytnim rozpędzaniem. Dohamowania na stromym zjeździe są zdecydowanie wydłużone. Wspaniałe widoki. Wieczorem silny wiatr, który trochę nami poniewiera do tego pojawiają się na drodze zwierzęta wracające na noc do gospodarstw.

Obrazek

Oprócz zwierząt, należy uważać miejscami na osunięcia fragmentów dróg (duże nierówności, czasami brak kawałków asfaltu) uzupełnianych szutrem. Betonowe murki zabezpieczające oraz metalowe barierki są bardzo blisko drogi więc nie można się wykładać zbyt mocno w zakrętach.

Do Zvernec dojeżdżamy ok. 19:30 nie mogąc znaleźć zjazdu do tej miejscowości. Pobłądziliśmy trochę po Vlore. Dla pewności pytamy kilka razy o kierunek ponieważ każdy pokazywał nam inną drogę. Na wąskiej drodze mijamy parę młodych podczas sesji zdjęciowej na środku drogi. Dojeżdżamy do końca drogi asfaltowej gdzie znajduje się drewniany most będący naszym celem. Ponoć można po nim przejechać motocyklem.

Obrazek

Rybacy wyciągają sieci z morza a słońce skłania się ku zachodowi.

Obrazek

Przybyliśmy tutaj głównie w celu przejechania 200 metrowym mostem na motocyklu. Niestety już z pewnej odległości dało się zauważyć, że z mostem coś nie tak. Na miejscu informacja - uszkodzony most w remoncie. Przejazd zabroniony.

Obrazek

Na upartego można spróbować - dla pewności lepiej sprawdzić pieszo.

Obrazek

Szerokość odpowiednia aby przejechać naszym wielkogabarytowym sprzętem. Niestety spróchniałe deski sypiące się pod nogami całkowicie wybijają nam ten pomysł z głowy.

Obrazek

Most prowadzi prosto do ortodoksyjnego klasztoru.

Obrazek

Zdjęcia przy zachodzie słońca i ruszamy czym prędzej na poszukiwanie miejsca na kolejne obozowisko.

Obrazek

Szybko zlokalizowaliśmy dobrą miejscówkę na namiot ze świetną plażą, tym razem bez kempingu. Dookoła trochę śmieci ale nie jest tragicznie. Jedziemy do pobliskiego sklepu po zakupy a po powrocie delektujemy się spokojem, ciszą wpatrując się w gwiazdy. Może to dziwne ale nasze organizmy przeszły aklimatyzację i po dzisiejszym skwarzeniu się na słońcu szybko dopada nas chłód. W przeciwieństwie do porannej kamienistej plaży tutaj mamy przyjemny dla stóp piaseczek.

Obrazek

cdn ...
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

Po spokojnej nocy spędzonej między kempingiem a hotelami zwijamy się sprawnie aby zdążyć przed korkami w miejscowości Vlore. Wczesna pora sprawiła, że nie straciliśmy czasu na przepychankach między samochodami.
Przejeżdżamy przez Park Kombetar Llogara i wspinamy się po raz trzeci na Przełęcz Llogara. O ile nocą przy słabym oświetleniu koncentracja skupiona była wyłącznie na drodze za to kolejne przejażdżki wieczorem i rano ukazały uroki tej trasy. Po drodze spotykamy w tym samym miejscu co wczoraj wieczorem krowę. Musiała tu spędzić noc co potwierdzały wydalone przez nią placki ...

Obrazek

Tuż za przełęczą zatrzymujemy się w przydrożnej restauracji na śniadanie. Najbardziej pewne i chyba jedyne znane to omlet z białym serem.

Obrazek

Widok z góry jest niesamowity. Jesteśmy na wysokości ok. 1000 m.n.p.m. a morze jest niemal w zasięgu ręki. Coś wspaniałego. Tak duża różnica wysokości jest częstą przyczyną silnie wiejących wiatrów (duża różnica temperatur między lądem a morzem robi swoje).

Obrazek

Obrazek

Przy drodze znajduje się wiele miejsc z tzw. punktami widokowymi.

Obrazek

Wracamy do dalszej jazdy. Nasz postój na śniadanie sprawił, że w Himare trafiamy już na korki. Przebijamy się jadąc dalej w stronę Sarandy. Przystajemy na chwilę aby przyjrzeć się twierdzy w Porto Palermo.

Obrazek

Dodatkową atrakcją okolicy są kwitnące agawy (sukulenty). Na zbliżeniu jeden z dorodnych kwiatów.

Obrazek

W sumie można powiedzieć, że mamy do czynienia z lasem agaw.
Wg wikipedii
"Wszystkie gatunki agaw są hapaksantami (kwitną tylko jeden raz w życiu). Zakwitają w wieku 6–15 lat, ale niektóre gatunki później, nawet w wieku ok. 100 lat. Tworzą wówczas pojedynczy pęd kwiatowy o wysokości do 12 m, z ogromną liczbą (do kilkunastu tysięcy) kwiatostanów. Po przekwitnieniu roślina ginie, ale większość gatunków wytwarza odrosty korzeniowe, które kontynuują rozwój".

Obrazek

Jadąc wzdłuż morza podziwiamy piękne plaże.

Obrazek

Z minuty na minutę coraz bardziej zaczyna doskwierać upał. Tu zdecydowanie trzeba stwierdzić, że jasna odzież motocyklowa pozwala na komfortową jazdę. Całe szczęście, że przeprosiliśmy się z czarnym kolorem, na którym z kolei nie widać brudu. Ten temat mamy już za sobą teraz zostaje wymiana kasków na białe. W Sarandzie przystajemy na stacji benzynowej w celu uzupełnienia płynów i odnalezienia właściwej drogi do kolejnego punktu podróży. Odpuszczamy sobie zatłoczone plaże na południe od Sarandy.

Na stacji benzynowej nawiązujemy ciekawe znajomości. Jeden z panów to tutejszy motocyklista. Maszyna w tle na załączonym zdjęciu. Sprawnie i jasno tłumaczą nam jak dojechać do tzw. Błekitnego Oka.

Obrazek

Hmm. Już przechodziliśmy taką przygodę w 2009 roku w Albanii. Mimo tego, że mamy mapę to tubylcy i tak wolą ją rozrysować. Tak więc puszczamy wodze dla ich twórczości i szczerze mówiąc mapa w ich wykonaniu była nad wyraz dokładna wraz z objaśnieniem słownym (pomijając tą z 2008 roku). Zaznaczone wszystkie ronda z dokładną liczbą rozjazdów.

Obrazek

Mkniemy w stronę Siri i Kelter. Wzdłuż drogi głęboki kanał z bardzo czystą wodą - zapewne dostawa wody pitnej dla Sarandy i okolic.

Po kilkudziesięciu minutach dojeżdżamy do Błękitnego Oka płacąc wcześniej za wjazd po 50 leków od osoby (razem 100 leków). Na parkingu zrzucamy ciuchy motocyklowe i buty przebierając się w coś lekkiego z możliwością kąpieli. Przemierzamy pieszo kilkaset metrów i jesteśmy u samego źródła. Czy tak wygląda błękitne oko ?

Obrazek

Otoczenie tego urokliwego źródła krasowego jest niesamowite. Kryształowo czysta woda a do tego zimna jakby z Arktyki.

Obrazek

Dla przykładu - właśnie tak wygląda źródło krasowe (wstępujące źródło krasowe - zboczenie geografa), do którego można skakać oraz można tu pływać z czego oczywiście korzystam.

Obrazek

Chęć nurkowania nie możliwa. Dlaczego? Zaraz wyjaśnię. Dla przybliżenia fenomenu tego miejsca opiszę, że z widocznej jamy głębszej niż 50 metrów (źródła), z wnętrza ziemi w przeciągu jednej sekundy wypływa od 1,4 metra sześciennego wody (tj. 1400 litrów/s - najmniejszy wypływ wód miał miejsce w 2002 roku) do 8,8 metra sześciennego wody (tj. 8800 litrów/s - największy wypływ wód miał miejsce w 1980 roku). Temperatura wody +10 stopni Celsjusza.

Obrazek

W porównaniu do innych śmiałków decyzja o pierwszym skoku do oka/wody była bardzo przeciągnięta (ok. 6 minut). Nie lubię skakać do nieznanej wody bez wcześniejszego gruntowania. Skok z małego fragmentu metalowej kładki nie należał do komfortowych ponieważ brakowało punktu zaparcia. Po skoku do tej jamy trzeba się szybko ogarnąć ponieważ prąd w strumieniu jest bardzo rwący. Udaje się złapać koniec widocznego konara drzewa. Jako jedyny, po oddanym skoku usłyszałem brawa. To zapewne na przełamanie.

Obrazek

Drugi skok był już formalnością. Większość wolała skorzystać z bezpiecznego pułapu wejścia do wody co nie koniecznie kończyło się poznaniem mocy Błękitnego Oka.

Kilkadziesiąt metrów dalej ładna zatoczka z cieniem.

Obrazek

Orzeźwiającej kąpieli w zimnej wodzie ciąg dalszy. Na dalszą część podróży moczę koszulkę aby nie zaznać przegrzania organizmu.

Obrazek

Dalsza część naszej podróży zmierzała w stronę Macedonii. W pierwszej wersji mieliśmy ją pokonać starym szlakiem przez Gjirokastre-Kelcyre-Leskovik. Szybko zmieniliśmy plan skracając nieco drogę, jadąc do Leskovik przez Grecję.

Obrazek

Po drodze mijamy zabytkowy most niczym w Gruzji.

Obrazek

Upał potworny a coraz bardziej suche powietrze zaczyna osuszać nasze usta.

Obrazek

Po chwili jazdy zdecydowanie lepszymi drogami w Grecji wjeżdżamy na przejście graniczne Konitsa-Leskovik.
Tutaj pogranicznicy zadają nam pytania dziwiąc się dlaczego chcemy jechać do Macedonii przez Albanię. Co tu jednak tłumaczyć - przecież i tak nie zrozumieją.

Do Leskovik dojeżdżamy zdecydowanie gorszymi drogami. Musimy znaleźć stację benzynową. Dojechaliśmy tu niemal na oparach. Ulga, na miejscu jest benzyna. W końcu widzimy konkretne bunkry. Pamiętamy, że w tej okolicy dalej w górach były ich setki a nawet tysiące. Ciekawe czy się zachowały?

Obrazek

Zatrzymujemy się w centrum pod sklepem na ugaszenie pragnienia. Za ostatnią albańską walutę kupujemy dwie cole i po batoniku. Podczas konsumpcji, wyraźnie jesteśmy obserwowani.

Obrazek

Nie przeszkadza mi to w małym spacerze po okolicy, którą doskonale pamiętam z wykonanej nieopodal fotografii. Zdjęcie skrzyżowania pełnego krów oraz z dwoma pasterzami w deszczu. Niby pięć lat wstecz ale wspomnienia jak żywe sprzed kilku dni. Nic się tu nie zmieniło.

Obrazek

Zaglądam do pobliskiej restauracji i jakby inaczej. Zawieramy znajomość ze starszyzną grodu, po czym częstują mnie rakiją.

Obrazek

Panowie są bardzo chętni do pogawędki. Szkoda, że zdecydowaliśmy inaczej wydając wcześniej całą walutę. Wymieniamy adresy a zdjęcia wyślemy pocztą.
Bardzo gościnni ludzie - w skrócie super. Na słowo Polacy od razu wymawiają Warszawa. To znaczy, że naszych przybywa tu coraz więcej.

Dalej jedziemy w stronę Erseke i Korce. Widoki niemal te same co pięć lat wcześniej.

Obrazek

Bunkrów coraz mniej a na pewno trudniej je wypatrzeć. Przecież były ich tu setki po drodze - teraz niemal pustka. Na pewno będą na pobliskim wzgórzu w miejscu naszego noclegu na dziko, do którego chcemy wrócić.

Obrazek

Jakość dróg zdecydowanie pogorszyła się w porównaniu do tego co było wcześniej. Jeździło się po gorszych.

Obrazek

Co chwilę serpentynki a do tego grupa motocyklistów. Oglądamy się wstecz a to Polacy na Africach. Na chwilę przystanęliśmy jednak po chłopakach zostało tylko wirujące powietrze. Może też stanęli tuż za zakrętem ?

Obrazek

Jeden z większych okolicznych bunkrów zachował się niemal w takim samym stanie sprzed lat. Mała różnica, zrobili do niego drogę dojazdową. Czyżby kolejny do rozbiórki ?

Obrazek

W jednej z przydrożnych miejscowości zatrzymujemy się przy ciekawej twierdzy.

Obrazek

Nasz postój sprowokował ten spokojnie siedzący gołąb.

Obrazek

Kilkadziesiąt metrów dalej pamiętny pomnik jakich po drodze wiele.

Obrazek

To znak, że znajdujemy się już blisko naszego dzikiego ale jakże widokowego miejsca kempingowego. W pobliżu ma być studzienka z wodą. Pamiętne miejsce noclegowe utkwiło nam w głowach głównie dlatego, że niemal całą noc nawiedzały nas dzikie zwierzęta. Początkowo nie dając nam spokoju a później przenosząc się do naszych współtowarzyszy tamtej podróży Haćów.
Do celu trafiamy jakbyśmy jeździli tutaj co dzień. Wjeżdżam na górę w pojedynkę, zrzucam toboły i jadę do pobliskiej studzienki po wodę.
Spędzam tu sporo czasu ponieważ w studzience jakby susza. Do tego została nieco poturbowana. Jakby tu szybko napełnić 20 litrów wody? Hmm wyciągam talerzyki, robię tzw kaskady z docelowym kanistrem.
W międzyczasie koło motocykla zatrzymuje się turysta z Polski. Zostawił swoich kompanów na zatłoczonych plażach w okolicy Sarandy szukając spokoju i ukojenia w tej naturalnej ciszy. Z rozmowy wyszło, że ów Warszawiak uciekł ze stolicy na wieś do warmińsko-mazurskiego i za żadne skarby nie chce tam wracać. Po godzinnej pogawędce (tyle trwało napełnianie kanistrów) rozjeżdżamy się.
Zaniepokojony Wióreczek czekał na mnie spoglądając z góry na drogę.
Teraz i ja chcę pałać się widokiem.

Obrazek

Kolacja, porządne mycie naczyń aby nie wabić zwierzyny zapachami, prysznic i do namiotu z zapytaniem, czy tym razem również będziemy mieć nocne towarzystwo zwierząt ?

cdn ...
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

Po kilkunastu minutach mieliśmy towarzystwo zwierząt. Wcześniej słyszeliśmy odgłosy większych kotów. Ponoć są w tej okolicy rysie. Podczas poprzedniego pobytu w tym miejscu mieliśmy pół nocy nie przespanej z powodu hałasów, tłuczenia się zwierząt w naszych gratach. Tym razem zadbaliśmy o to aby nie wabić ich kuszącymi zapachami. Wszystko na nic. Wyraźnie słyszalne stąpanie, po chwili wąchanie przez cienką warstwę materiału. Po szybkim wyjściu z namiotu nikogo i niczego nie widać podobnie jak kilka lat wcześniej.
Hmm przywykliśmy już do obecności zwierząt więc konkretne pociągnięcia nozdrzami przy naszych uszach budzi emocje bezpośrednio po przebudzeniu. W takich okolicznościach minęła noc.

10.08.2014 (niedziela)

Wstajemy rano a konkretnie budzi nas słońce. Delektujemy się widokami przy kawie i herbacie wspominając wspólny pobyt z Haćami właśnie w tym miejscu.

Obrazek

Przy okazji wizyty w tym miejscu chcieliśmy zobaczyć setki a może tysiące bunkrów, które wyraźnie były widoczne na okolicznych wzgórzach. Niestety ślad po nich jakby zaginął. Tuż obok, niemal na każdym dłuższym fragmencie trawy widoczne koniki pole. Dlaczego nie uciekają ? Ponieważ zastygły na pojedynczych fragmentach roślin lub scalone razem. Suszki z owadów. W tym przypadku tysiące.

Obrazek

Przechadzając się po okolicy kilkanaście metrów poniżej naszego obozowiska pozostałości po trzech owcach - została sama wełna. Niezbyt przyjemny widok świadczący o tym, że nasz nocny kompan nie jest zbyt przyjazdy dla zwierząt domowych.

Obrazek

Zmiany wzdłuż drogi SH75 jakie zauważyliśmy porównując do tego co było tu w 2009 roku:
- zdecydowanie gorszej jakości asfalt oraz spore ubytki
- droga znacznie węższa
- zniknęły niemal wszystkie źródełka/studzienki, w których można czerpać wodę
- pojawiło się mnóstwo kempingów, hoteli, restauracji i nawet basen
- w lokalnych miejscowościach słychać, że przyjeżdża tu sporo Polaków (Albańczycy znają nawet pojedyncze słowa)
- zdecydowanie czystsze wody w rzekach (tym razem z żadnej z nich nie było czuć odoru ścieków)
- znacznie mniej śmieci
- bunkry, których były tu tysiące znikły niemal do ostatniego, pojedyncze sztuki ukryły się w zaroślach.
Jeszcze przed wyjazdem do Albanii słyszeliśmy, że bunkry są demontowane lub zasypywane. Teraz mamy tego potwierdzenie. Albańczycy wstydzą się tego kawałka własnej historii.

Obrazek

Tym razem świerszcz chciał się udać z nami na przejażdżkę ;-)

Obrazek

Plan na dziś - znaleźć i wymienić tylną oponę, z której wyszły druty. Bieżnik został tylko na środku (dziwny temat ponieważ ciśnienie było co chwilę kontrolowane a efekt jakbyśmy jechali na flaku).

Obrazek

Dalej jedziemy przez Korce, Pogradec do przejścia granicznego albańsko-macedońskiego (Qafa e Thenes). Droga jest dość dobra, miejscami brakuje asfaltu ale reperują te odcinki pracowicie.

Obrazek

Od miasta Pogradec jedziemy wzdłuż Jeziora Ochrydzkiego. Woda niczym kryształ a i zaplecze turystyczne wyraźnie rozwinęło się.

Obrazek

Wcześniej w jakimś przydrożnym szrocie w Korce próbujemy znaleźć oponę (tu rozstajemy się z towarzyszącym nam od dłuższego czasu widocznym w lusterku motocyklistą z Niemiec). Nie ma szans - nikt tu nie mówi po angielsku. Chętnych do pomocy jednak nie brakuje. Tamara zostaje przy motocyklu z dwoma Albańczykami. Mnie z kolei zabiera jeden facet z dwoma towarzyszami na poszukiwania gumy.
Zagadka.
Do jakiego samochodu ?
Mercedesa.
Ciekawe przeżycie od strony pasażera. Przeciskanie się między zatłoczonymi ulicami oczywiście z wciśniętym klaksonem. Na widok policji klakson na chwile milknie. Jeden sklep, drugi, trzeci ... przy podawaniu rozmiaru opony 150 widok reakcji bezcenny ;-) Rozumiałem wszystko - Tirana :-)
W tym czasie Albańczycy mówią w swoim języku do Tamary i denerwują się, że ich nie rozumie.
Ja wiedziałem, że w Albanii ciężko będzie ze zdobyciem opony do naszego sprzętu. Taniej chińszczyzny też bym nie zakupił. Dla spokoju Tamary pojechałem na eskapadę. Zabawa była przednia. Efekt poszukiwań wiadomy.
Najbliższa szansa na oponę to Macedonia, w której łatwiej o większe gabarytowo motocykle.

Macedonia
Granicę przekraczamy sprawnie w miejscowości Strupa. Tuż za granicą dostrzegamy dwóch motocyklistów. Zatrzymujemy ich. Kto jak nie motocykliści ma nam pomóc ?
Jeden z dwóch chłopaków mówi po angielsku więc jedziemy za nimi do Ochrydy (ok. 20 km od granicy). Tu uruchamiają swoje kontakty i za moment jesteśmy pod zakładem u mechanika. Co tam niedziela - dzień jak co dzień.

Obrazek

Poszukiwanie opony - telefony itp. Jest opona za 65 Euro. Spoko - musimy ją zobaczyć. Czekamy około 2 godzin, bo jej właściciel jest poza miastem.

Obrazek

W międzyczasie nasz przewodnik z miasta Prilep znalazł identyczną jak nasza za 40 Euro (niemal nówka). Do miasta około 140 km a na tą wieść kolega, który załatwił oponę za 65 Euro wszczął małą kłótnię. Nie musieliśmy się domyśla co było powodem :-) Samo życie.

Obrazek

Załagodziliśmy sytuację mówiąc, że weźmiemy tutejszą oponę jeśli będzie znośna. Jeśli będzie w złym stanie pojedziemy do Prilep.
Jest opona Pirelli, rocznik 2006. Trochę stara, na ten klimat w porządku ale bliżej Polski może być gorzej z przyczepnością szczególnie po deszczu.
Oglądamy oponę - powinna dać rade. Tamara jedzie po kasę 8000 denarów koszt opony wraz z wymianą. Na wymianę trzeba jednak pojechać. Zakłady wulkanizacyjne zamknięte - czynne jedynie u muzułmanów. Trochę pojeździliśmy ale w końcu wymiana się powiodła.
Nasz serwis był u LUTE - najlepszy w Ochrydzie ;-)
Właściciel motocyklista, szlifował trochę asfalty czego dowody ma na swojej skórze.

Obrazek

Wymieniamy oponę na Pirelli z wenflonem na środku. Nasi koledzy, którzy załatwili cały temat, po naszej akceptacji opony żegnają się i jadą dalej w swoją stronę.
Wielkie dzięki za pomoc.

Po wymianie opony my również ruszamy dalej przez Struga aby wzdłuż Jeziora Debarsko i rzeki Radina zbliżyć się do zatopionego kościoła w Mawrowie.

Obrazek

Po drodze dwóch miejscowych na harleyach. Pyrkają sobie w spodenkach na tablicach ze stanów. Chwilę toczymy się za nimi. W pyrkaniu też jest przyjemność. Zostawiamy ich za sobą z motocyklowym pozdrowieniem. Mamy przecież plan dotarcia do jeziora.
W okolicach Wołkowyi zatrzymujemy się pod jakimś pomnikiem, nawet dwoma.

Obrazek

Obrazek

Tu ekipa motocyklistów łyka mocne %. Zapraszają nas do siebie na kielicha a może więcej. Pozdrawiamy ich i jedziemy dalej.
W Mavrovi Anovi poszukujemy miejsca gdzie można zjeść coś smacznego - miejscowego. Po zwiedzeniu kilku restauracji wracamy do pierwszej z nich, z której najładniej mi pachniało. Tak samo było przy przekroczeniu progu. Mniam, mniam - powinno być smacznie. Tamara zagaduje obsługę ze słabym angielskim. Aby wszystko było jasne szefowa kuchni bierze ją na zaplecze i pokazuje co i jak się nazywa. Tak przebiegał wybór potrawy. Zamówione - syrska pleskavica.
Oczekując na jadło widzimy ekipę motocyklistów, którzy kilka kilometrów wcześniej opróżniali butelki mocnych trunków pod wspomnianym pomnikiem.

Obrazek

Oczekując na jedzenie chłodzimy się chłodnym piwkiem.

Obrazek

W końcu jest nasze jadło, które przyniosła nam sama szefowa kuchni.

Obrazek

Wspominając to miejsce i danie aż ślinka cieknie - palce lizać.

Obrazek

Macedońska waluta.

Obrazek

Syci wsiadamy na maszynę i zmierzamy do Mavrova.

Obrazek

Mavrovo - jedziemy wzdłuż jeziora w poszukiwaniu zatopionego kościoła. Trafiamy. Prowadzą do niego udeptane przez turystów ścieżki.

Obrazek

Obrazek

Po murach kościoła wyraźnie widać, że od czasu do czasu poziom wody bywa znacznie wyższy niż aktualnie. Poziom wody regulowany jest przez pobliską zaporę.

Obrazek

Wspaniałe miejsce, urokliwe widoki w centrum Mavrovskiego Parku Narodowego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Objeżdżamy obiekt aby zobaczyć go z innej perspektywy.

Obrazek

W końcu wracamy do upatrzonego wcześniej kempingu. Przy wjeździe napis camping i sklep. Nikt nas nie zatrzymuje więc jedziemy dalej w stronę jeziora gdzie rozbijamy namiot nieopodal Holendrów podróżujących samochodem z namiotami dachowymi. Nad jeziorem wataha 4 psów, które są agresywne wobec siebie. Jedzenie przy nich byłoby ryzykowne więc cieszymy się z faktu, że niedawno zaspokoiliśmy głód. Jeden z psów znalazł schronienie w naszym otoczeniu. Po chwili podszedł do swoich kolegów, gdzie został skarcony i przegnany. Dzisiejsza noc z pięknym widokiem ale w towarzystwie hałaśliwych i agresywnych psów, które podczas jednej z potyczek przegoniły do samochodu i namiotów dachowych naszych sąsiadów.

cdn ...
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

11.08.2014 (poniedziałek)

Wstajemy niedługo po wschodzie słońca. Rozbici nad zalewem bez osłony cienia jesteśmy zmuszeni wyjść z naszego namiotu ze względu na panujący wewnątrz ukrop.

Obrazek

Wokół wraz z promieniami słońca budzi się życie. Rybacy kończą łowić ryby a inni wracają z połowów na łodziach.

Obrazek

Wstają również nasi sąsiedzi Holendrzy z namiotami dachowymi.

Obrazek

Zwijamy swoje bagaże decydując się na śniadanie gdzieś po drodze z dala od sfory walczących między sobą psów. Do Tetova wjeżdżamy autostradą, kierując się od razu w stronę Kanionu Matka. Po drodze postanawiamy zajrzeć nad zalew/basen, pod którym nocowaliśmy w 2009 roku. Pamiętna noc kiedy to stróże obiektu z pistoletami w dłoni lub kaburze wyrazili zgodę na nasz nocleg z jednym zastrzeżeniem. Musimy opuścić obiekt przed godziną 7:00 przed przybyciem policji.
Przyglądając się bliżej od pięciu lat nie zmieniło się zbyt wiele w tym miejscu. Zniknęło trochę ruder zbitych z desek i na pewno jest znacznie mniej śmieci. Obiekt nadal zamknięty z tabliczką zakaz kąpieli. Kolor wody mówi sam za siebie. Kiedyś na pewno tętniło tu życie.

Obrazek

Kanion Matka - tym razem jesteśmy o odpowiedniej porze aby wejść, pospacerować i przepłynąć się po zalewie między skałami. Przebieramy się w lżejsze i bardziej przewiewne ubrania ponieważ upał jest potworny. Przy zaporze zniknęła bramka. Jest informacja turystyczna, jak się okazało później ciągle zamknięta.

Obrazek

Na początek mała przechadzka.

Obrazek

Później udajemy się w rejs łódką po Jeziorze Kozjak na rzece Treska. Koszt 800 denarów. Chcieliśmy za tę przyjemność otrzymać bilety ale sprzedawca powiedział do nas, że da nam po powrocie.
Delektujemy się pięknymi widokami jednak po tym co widzieliśmy podczas rejsu w Albanii (niebiańska plaża na rzece Shala) okazuje się miniaturką do tego z niezbyt czystą wodą.

Obrazek

W tym miejscu płynie niemal łódeczka za łódeczką. W końcu dopływamy do jaskini. Schodzimy na ląd i zwiedzamy ciekawy obiekt wewnątrz. Jaskinia niezbyt wielka, oświetlona z bijącym wewnątrz źródłem krasowym tzw. wywierzyskiem.

Obrazek

Obrazek

Strumień bijącej wody bardzo mocny. W tym przypadku jest możliwe nurkowanie. Siła i ilość wypływającej wody w okolicach 15 sierpnia każdego roku słabnie na tyle, że umożliwia taką przygodę fanatykom podziwiania podwodnego świata. Póki co na 4 dni przed 15 sierpnia strumień wstępującej wody jest zbyt silny.

Wsiadamy do łódki, podpływamy do szczeliny w skałach, z której z olbrzymią prędkością wypływa woda bijąca w jaskini. Trzeba przyznać, że jest jej bardzo dużo a woda w tym miejscu jest przejrzysta a nie zielona.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po powrocie do naszej przystani dopominamy się o bileciki z nadzieją, że są ładne i kolorowe.

Obrazek

Oczywiście sprzedawca ciągle znajduje inne zajęcie lub angażuje w rozmowę potencjalnych nabywców kolejnych biletów. Ciągle odpowiada minutka, minutka ... trwała ok. 15 minut. W końcu otrzymujemy upragniony bilet/paragon i zwrot 20 denarów. Tak właśnie wygląda nabywanie biletów w tym miejscu - od każdej głowy 10 denarów i każdego dnia zbiera się spora sumka - czy do podziału między chłopakami ?
W tym miejscu warto prosić o bilet choćby był zwykłym paragonem.

Po rejsie udajemy się nieco dalej na przechadzkę podziwiając inne atrakcje/pamiątki wzdłuż szlaku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Kanionu Matka udajemy się do Skopje. Tamara chce odnaleźć jakieś targowisko i zakupić jakieś pamiątkowe gadżety.

Obrazek

Przejeżdżamy przez piękne centrum podziwiając uroki.

Obrazek

W końcu jesteśmy na miejscu targowiska.
Stawiamy motocykl w podejrzanej dzielnicy z wąskimi uliczkami i ruszamy na poszukiwania gadżetów.

Obrazek

Jeden z okolicznych sprzedawców pyta czy na pewno chcemy zostawić tu motocykl. Mówi wprost - w tym miejscu, w tej dzielnicy jest to bardzo niebezpieczne. Pyta jak długo nas nie będzie. Po tym jak powiedzieliśmy, że najwyżej godzinę stwierdził, że będzie tu jeszcze przez godzinę więc może nam popilnować sprzęt.

Obrazek

Po drodze Tamara pyta faceta o drogę na bazar - potraktował ją jak powietrze. Wcześniej poznała to uczucie w innym muzułmańskim kraju - Turcji. Nic dziwnego, w końcu pytania padło pod samym meczetem w najstarszej części miasta.
Na targu dominują sklepy ze złotem, sukniami ślubnymi i restauracjami. Po chwili oglądania takich samych witryn postanawiamy wrócić do motocykla.
Upał potworny ! Nie ma czym oddychać.
W drodze powrotnej patrzą na nas bardzo dziwnie ze względu na moje motocyklowe buty, których nie chciałem zostawiać przy motocyklu. Kontrast tubylców w sandałach i mnie w kozakach niesamowity.
Wyjeżdżamy przez bazar przeciskając się między tłumami kupców.

Teraz mkniemy przez Veles do Prilep.
Około 30 km przed dotarciem do celu zatrzymujemy się w restauracji na konsumpcję. Jemy szkopską sałatkę (ja bez ogórka) do tego Tamara pieczony na grillu biały ser a ja pleskawicę z frytkami.

Obrazek

Prilep - już kilka razy wcześniej widzieliśmy dziwne samochody - samochód cyrkularka. Ciekawy pomysł dość popularny w okolicy :-) (pokażemy na filmie V Nasze Wyprawy Motocyklowe). Ciekawy pojazd bez oświetlenia zwraca na siebie uwagę.

Obrazek

W mieście pytamy o drogę do zamku górującego nad miastem. Taksówkarz niestety nie wie jak wytłumaczyć nam drogę dojazdu. W takim razie pytamy o kemping. Po chwili namysłu odpowiada, że kempingu nie ma ale tuż za miastem jest jezioro - to taki dziki kemping (bez opłat). Niby rozbijać się nie wolno ale nieoficjalnie wolno.
Droga prosta więc jedziemy do wskazanego miejsca. Od razu przypadło nam do gustu.

Obrazek

Jezioro sztuczne nad zaporą z niewielką liczbą osób. Dominują pasterze i wędkarze. Nieopodal młodzież testowała skuter wodny.

Obrazek

Zwiedzam okolicę przyglądając się ciekawym symbolom.

Obrazek

W pobliżu zapory znajdują się również okazałe konary drzew przyniesione przez wodę.

Obrazek

Obrazek

Powoli zapada zmrok. Wędkarze zwijają swoje manele, pasterze wracają wraz ze zwierzętami do zagród. Po zmroku odświeżamy się w zalewie i udajemy się na spoczynek :-)

cdn ...
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

12.08.2014 (wtorek)

Budzi nas słońce. Przy śniadaniu obserwujemy stada owiec, kóz i krów wyprowadzanych na wypas. Jedno z nich otacza nasze obozowisko podczas swojej wędrówki. Dla nas ciekawy obrazek ale przyglądając się zwierzętom również byliśmy bacznie obserwowani. W skrócie - konsumujemy razem :-)

Obrazek

Okruszkami z naszej żywności zajęły się już wszechobecne mrówki zarówno malutkie jak i olbrzymie, czerwone i czarne. Tamara wpadał na pomysł dokarmiania co spowodowało powstawanie korków na mrówczych szlakach. Większe okruchy są rozdrabniane przez mrówki ale niektóre ciągną za sobą kawałek nawet 10 krotnie przekraczający wielkość mrówki. Ciekawe obserwacje :-)

Obrazek

Świetna sprawa takie obserwacje ale z minuty na minutę coraz bardziej zaczyna nam doskwierać upał. Pakujemy się i w drogę.

Obrazek

Wyjeżdżając z ciekawego miejsca przyglądamy się opuszczonym budynkom tętniącym niegdyś życiem. Wyglądają na opuszczone hotele i restauracje. Obrazek typowy w wielu miejscach Macedonii. Do tego ciekawe okoliczne formacje skalne dodają uroku okolicy.

Obrazek

Z powodu upału jadę drugi lub trzeci dzień bez ubrań motocyklowych. Temperatura z samego rana 30 stopni C w cieniu.
Wracamy ponownie do miasta Prilep aby odnaleźć drogę do poszukiwanej twierdzy górującej nad miastem oraz pobliskiego monastyru. Pomagają nam w tym mieszkańcy oraz właściciel stacji benzynowej i hotelu będący motocyklistą.

Obrazek

W samym mieście natykamy się na jeden z monastyrów. To jednak nie jest ten poszukiwany - on znajduje się ok. 10 km za miastem.

Obrazek

Krążąc wąskimi uliczkami udaje nam się znaleźć drogę pod górującą nad miastem twierdzę. Początkowo wąski asfalt zmienił się w szuter, szuter ze stromym podjazdem i wymytymi bruzdami. Na ten widok Tamara stwierdziła, że wystarczy już takich dróg i nie godzi się na dalszą jazdę w górę. W panującym upale na pewno krótka ale wymagająca walka na owej drodze dałaby się we znaki. Przejeżdżamy kilkaset metrów i przystajemy na wypłaszczeniu pod twierdzą.

Obrazek

Obrazek

Z jednej strony widok na twierdzę, z drugiej na miasto skupione w dolinie.

Obrazek

Tym razem motocykl na wypasie :-)

Obrazek

Obrazek

Po wchłonięciu widoków zmierzamy w stronę monastyru, do którego wiedzie bardzo trudna i kręta droga szutrowa.

Monastyr Zlatovrv (1422 m.n.p.m.) - już w pierwszy dzień po wjeździe do Macedonii jeden z pomagających nam motocyklistów przy wymianie opony, mieszkaniec Prilep opowiedział nam pewną historię związaną z tym klasztorem. My posiadaliśmy informację, że do klasztoru nie da się dojechać. Można do niego dotrzeć jedynie pieszo. Nie ma do niego żadnej drogi dojazdowej. Tak też było do ubiegłego roku kiedy to wydarzyło się w tym miejscu przykre zdarzenie. Przyklasztorne mieszkania zaczęły się palić trawiąc prawie wszystko. Brak drogi dojazdowej uniemożliwił dotarcie do obiektu wozom strażackim. Ten fakt zadecydował o tym, że w bardzo krótkim czasie po tym zdarzeniu wybudowana została droga asfaltowa wiodąca pod sam klasztor.

Obrazek

Położony niemal na szczycie góry obok ciekawych formacji skalnych klasztor był miejscem niedostępnym dla wielu osób.

Obrazek

Przyglądając się obiektowi z pewnej odległości nie zauważyliśmy śladów pożaru.

Obrazek

Prowadząca do niego droga to istny wijący się wąż miejscami z dość stromymi podjazdami. Trzeba uważać na drobne kamyczki wyrzucane z poboczy na asfalt przez różne pojazdy.

Obrazek

Po przejściu krótkiego kawałka drogi przystajemy w kojącym cieniu przed wejściem.

Obrazek

Po przekroczeniu bramy wejściowej odsłaniają się zgliszcza po ostatnim pożarze.

Obrazek

Wewnątrz na dziedzińcu panuje cisza i spokój. Brak żywego ducha, nawet w otwartych pomieszczeniach z pamiątkami na sprzedaż. Dziwna sprawa tym bardziej, że obiekt nie posiadał żadnego monitoringu. Wiara to podstawa.

Obrazek

Pierwszy żywy duch to pies, który spał w pobliżu studzienki z wodą. Obchodzimy zgliszcza oraz wykopaliska archeologiczne, które są prowadzone wewnątrz pomieszczeń klasztornych. Mimo tego nie natykamy się na żadną osobę.

Obrazek

Obrazek

Jedyny ocalały od pożaru budynek to cerkiew mieszcząca się na środku dziedzińca oraz część budynków mieszcząca się po prawej stronie od bramy wejściowej.

Obrazek

Cień był wręcz poszukiwany :-)

Obrazek

Nagle w coś się rusza w pobliskiej rabatce. Kilkukrotnie potrząsane kwiaty zwróciły naszą uwagę. Po chwili okazuje się, że to drugi żywy duch. Tamara zawołała kici i nie zdążyła powtórzyć a kot już się o nią kiział i miział. Mógłby tak cały dzień. Pieszczot nigdy za dużo. Najwyraźniej brakuje mu pielgrzymów, którzy mogli tu wcześniej nocować.

Obrazek

Brak żywego ducha miał w tym miejscu swoje zalety. Po prostu emanowało tu pozytywną energią. Po prostu raj dla duszy.

Wracając do motocykla podziwiamy stromą i wijącą się drogę, już asfaltową.

Obrazek

Napełniamy butelki świeżą wodą w studzience obok przyklasztornego parkingu.

Obrazek

Na koniec podziwiamy ciekawe formacje skalne przypominające nam te w bułgarskim Belogradcziku i ruszamy w drogę.

Obrazek

Przystajemy na chwilę w zakładzie zajmującym się cięciem marmurów. Właścicielka pozwala, na krótką przechadzkę nie odstępując mnie na krok.

Obrazek

Chwilę później zatrzymujemy się w Prilep na chwilę. Tamara idzie na poszukiwanie burka (potrawa) a ja grzebię przy GPS-ie. Oczywiście w cieniu.

Obrazek

Po chwili postoju robimy sobie zdjęcie z właścicielem okazałego motocykla :-)

Obrazek

Burek z serem skonsumowany. Tu powstaje plan naszej dalszej drogi. Wszystko za pomocą zakupionych uprzednio map obejmujących całą Macedonię. Rezygnujemy z mało atrakcyjnych miejsc w północnej części kraju jadąc południową drogą do wodospadu w okolicy miasta Strunica.
Prilep-Kawadarci-Negotino-Walandowo-Strunica.

Zatrzymujemy się tylko na tankowanie i w celu ochłody natykając się przy tym na wszechobecne zabytki o nazwie Zastawa.

Obrazek

Zbliżając się do Strunicy widzimy znaki informujące o znacznie większej liczbie wodospadów. Aby do nich trafić trzeba zjechać z głównej drogi a odnalezienie kolejnych znaków kierujących do poszczególnych obiektów graniczyło z cudem. Po dwóch nie udanych próbach odnalezienia owych wodospadów decydujemy się ostatecznie na odnalezienie tego jednego, do którego zmierzaliśmy. Kolor wód w okolicznych rzekach nie napawa optymizmem. Mamy nadzieję, że będzie możliwa opcja noclegu pod wodospadem. Jedziemy z mieszanymi odczuciami robiąc wcześniej zakupy tak na wszelki wypadek. Z odnalezieniem wodospadu Strunica nie było większego problemu. W tym przypadku oznaczenie było bardzo dobre. Docieramy do celu. Przejeżdżając przez strumień stawiamy motocykl. musimy przejść ok. 600 metrów ścieżką pod górę. Ku naszemu zadowoleniu woda w strumieniu jest czysta a do tego zimna dając nam nieco ochłody.

Obrazek

Idąc m.in. po schodach już wiemy, że nocleg pod tym obiektem nie będzie możliwy. Po chwilowej wspinaczce jesteśmy pod wodospadem, z którego woda zjeżdża po niemal pionowej ścianie.

Obrazek

Fajna i chłodząca atrakcja dnia. Na prawdę przyjemna.

Wracamy do motocykla. Szlak prowadzi przez restaurację, która jest w ciągłej rozbudowie. Będąc blisko granicy z Bułgarią stwierdzamy, że nie ma sensu zostawać w upalnej Macedonii.

Obrazek

Obieramy kierunek na Rylski Monastyr. W tym roku zajedziemy nieco wcześniej niż planowaliśmy. Od początku naszego wyjazdu planowaliśmy spotkanie z Bożkiem i Walentyną na łonie natury. Wszystko w sąsiedztwie najpiękniejszego z monastyrów w Bułgarii.

Przejście graniczne przejeżdżamy sprawnie z powitaniem pogranicznika - witamy polską drużynę. Miłe :-) ale o co chodzi ?
Po drodze krótki przystanek na wyciągnięcie bułgarskiej waluty. Od razu podjeżdża ekipa na krosach. Ot zwykłe tankowanie i w teren. Ale mi szkoda. Poszalałbym z nimi ale nie tym czołgiem.

Obrazek

Drugi przystanek w Rylskim Monastyrze już po zmroku.

Obrazek

Obrazek

Chwilę później docieramy na polanę ciekawi czy zastaniemy Bożka, który przyjeżdża tu każdego roku kilka dni wcześniej na święto NMP w celu rezerwacji swojego ulubionego miejsca na na polanie.
Musiało tu wcześniej padać. Stromy i błotnisty zjazd na polanę trzeba było pokonać bardzo wolno. Na dole okazuje się, że jest Bożko - hurrrrra !
Będą pogaduchy. Mimo tego, że dzieli nas spora różnica wieku to bardzo lubimy swoje towarzystwo. Bożko bardzo się ucieszył na nasz widok. Mimo późnej pory od razu zadzwonił do żony Walentyny, która od razu chciała przyjechać jednak nie miała się czym dostać z pobliskiej Dupnicy ;-)
Walentyna będzie jutro a my gawędzimy do późnych godzin nocnych :-)
Jest wesoło !

cdn ...
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

13.08.2014 (środa)

Leżakowanie, jedzenie, picie i pranie.

Obrazek

Obrazek

Na polanę przybywają pierwsi Cyganie. Długo, wręcz bardzo długo walczą z rozbiciem nowo zakupionych namiotów. Nie wiedzą nawet jak się za to zabrać.

Obrazek

Po trzech latach spędzonych w szafie w końcu testujemy nasz hamak - lekki mały zgrabny. Wybrane miejsce nie dawało komfortu wypoczynkowego Tamarze. Leżenie ze świadomością upadku i przebycia długiej drogi wprost do rwącego i zimnego strumienia miało dwie strony. Jedna świetne i zacienione miejsce w upalnej krainie a drugie ciągła obawa. Takim oto sposobem hamak był wykorzystywany sporadycznie.

Obrazek

Ja tym czasem wolałam leżakowanie na łonie natury z podobną świadomością. Dwa konary dawały większą pewność swobodnego wypoczynku.

Obrazek

Nadszedł też czas na wypranie już bardzo przepoconych ubrań motocyklowych.

Obrazek

Po prostu super miejsce a przede wszystkim ludzie, którzy cieszyli się z naszego towarzystwa a my z kolei byliśmy pewni, że będziemy tu bezpieczni mimo najbliższego sąsiedztwa Cyganów.

Obrazek

Chłoniemy widoki i świeże powietrze ...

Obrazek

Po długim przyglądaniu się bezradności Cyganów w rozbijaniu namiotów w końcu decydujemy się im pomóc. Po szybkiej akcji i rozbiciu dwóch namiotów - efekt jest piorunujący - jesteśmy gloryfikowani i wskazywani wraz z przybyciem kolejnych Cyganów. W jednej chwili stajemy się ich kompanami. Zapraszają nas na rakiję domowej roboty ze stwierdzeniem - nasza lepsza.
Mamy jej pod dostatkiem roboty samego Bożko, którą delektowaliśmy się już w ubiegłym roku w tym samym miejscu (Tamara przetestowała najmocniej). Po prostu zakochaliśmy się w tym miejscu mimo bólu jednej głowy. Więcej wywodów z tej miejscówki z 2013 roku: http://www.radiator-mototurystyka.pl/41 ... u-czesc-5/" onclick="window.open(this.href);return false;

Cyganie tuż po rozbiciu namiotów wyciągają z samochodu owieczkę na ubój z okazji zbliżającego się święta NMP. Chwilę później rozbijają coś ala wiatrochron spotykany na plażach uformowany w kwadrat. Zastanawiamy się jakie jest jego przeznaczenie - przebieralnia, stajnia dla baranka a może wychodek ? Ostateczna myśl to miejsce do uboju owieczki.
Piwko, rakija, drzemka i po południu udajemy się do monastyru. Mamy z górki ok. 2,5 km, które pokonujemy w 25 minut. W klasztorze dusza i ciało przechodzą w inny wymiar. To miejsce uspokaja nawet wtedy, kiedy jest w nim wielu turystów. Wystarczy tylko się zatrzymać, przysiąść na chwilę i wsłuchać się w odgłosy.

Obrazek

Dodatkową atrakcją i specyficzną atmosferę dają jaskółki, które mają wspaniały plac zabaw na pięknym dziedzińcu.

Obrazek

Mimo tego, że jesteśmy w tym miejscu już po raz ... n, będziemy odwiedzać monastyr przez najbliższe dwa dni. Sumując razem cztery. Właśnie tutaj postanowiliśmy zatrzymać się na dłużej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy pod górkę. Czas mierzony przez Tamarę to zaledwie 20 minut (szybciej niż z górki). Ot taka pozytywna energia.

Obrazek

Po powrocie na naszej polanie przybyło ludzi i pojazdów. Będzie ich więcej z każdą godziną. W piątek kumulacja. Ciekawe czy uda nam się wyjechać. Bożko z Walentyną pichcą co chwilę kolejne dania. Po obiedzie (papryka smażona na oleju do tego biały ser, i jajka a do zagryzienia sałatka warzywna), już obierane są ziemniaki a chwile później lądują na oleju i mamy frytki. Za chwilę pieczony boczek, sałatka i piwko.
W nasze ręce trafia też gazeta, w której Polacy w roli głównej - Lewandowski w Bayernie Monachium oraz kobieta, która wyeliminowała Legię z Ligi Mistrzów. Nie widzieliśmy ale coś niecoś zatrybiliśmy.

Obrazek

Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do przytakiwania i kręcenia nie w Bułgarii - tak kiwamy jak nie a nie kiwamy jak tak, do tego prawo tzn. prosto. Tym kiwaniem w momencie naszych zapytań zgłupieliśmy.

Nie wiedzieć czemu nagłe uderzenie bólu głowy. Nie mogę wytrzymać i idę do namiotu Tamara konwersuje dalej. Po krótkiej drzemce i zażytym proszku przeciwbólowym wracam do stołu a pogaduchy szybko się kończą. Wszyscy idą do namiotu. Dookoła muzyka Cyganów i początek imprezy. Baranek znikł z naszych oczu - zaczęliśmy się zastanawiać czy już został zabity. Cyganie biorą czynny i liczny udział w tym zbliżającym się święcie.

cdn ...
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

14.08.2014 (czwartek)


Baranek, którego wczoraj uśmierciliśmy, żyje. Ma się całkiem dobrze. Pasie się w pobliżu naszego namiotu. Nasza polana niemal pełna a z każdym nowym przybyszem jesteśmy wskazywani jako wybawcy od rozkładania namiotu. Jak widać Cyganie mają wobec nas ogromny dług wdzięczności.

Obrazek

Od samego rana
Obrazek

Czy to z powodu głodu ?
Obrazek

Poranna toaleta :-)
Obrazek

Dużo tego
Obrazek

Obrazek

Wieczorem udajemy się do Rylskiego Monastyru na wieczorną mszę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Napływ turystów znacznie większy
Obrazek

Przed nabożeństwem ma miejsce przepędzanie złych duchów
Obrazek

Są i kolejni przybysze
Obrazek

Obrazek

Inny klimat obrządku greko-katolickiego, niepowtarzalna aura świątyni, chór zakonników, palenie intencyjnych świeczek i zapachy kadzidła ... Cały klimat co chwilę przerywają przybywający nowi turyści, również z Polski.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po kolejnym zastrzyku pozytywnych emocji wracamy na naszą polanę, która wypełniła się niemal do pełna.

Po drodze mijamy się z padalcem
Obrazek

Nasi gospodarze mają już przygotowaną dla nas strawę. Jemy, pijemy i udajemy się na spoczynek.

W środku nocy budzi nas mocne uderzenie muzyki. Cygańska muzyka na żywo. Czekaliśmy na te śpiewy, o których mówili Bożko z Walentyną. Wszyscy byliśmy zawiedzeni, że cały dzień i wieczór było tak cicho.
Zaczęło się na naszej polanie, bębny, fajerwerki, tańce a wewnątrz zamkniętego kręgu tańczą faceci przebrani za młodą parę. Suknia ślubna i wieloznaczne wygibusy wzbudzały sporo emocji wśród zgromadzonej ekipy. Nagrywane przeze mnie śpiewy wzbudzały niezadowolenie co u niektórych. Emocje trwały tak przez ok. 40 minut. Zapadła cisza. Chwilę później kolejna dawka muzyczna. Tym razem na górze więc znacznie ciszej. Specyficzna atmosfera trwała do samego rana ...

15.08.2014 (piątek)

Dziś święto Bogurodzicy. Bożko założył świeżą koszulę i razem z Walentyną udają się do Monastyru.

Obrazek

Baranek właśnie przed chwilą został unicestwiony. Teraz wisi między drzewami i jest oprawiany ze skóry. Po opróżnieniu wnętrzności wędruje na stół w celu kolejnego etapu obróbki - ćwiartowanie siekierą.

Obrazek

Jak oznajmił nam Bożko, dzisiejszy dzień świąteczny u Cyganów wygląda następująco: nie robią dzisiaj nic tylko siedzą, jedzą i piją. Hmm naszym zdaniem nic szczególnego w porównaniu do poprzednich dni z małym wyjątkiem, ubili baranka, poćwiartowali a za moment będą jeść.

Obrazek

Obrazek

My degustujemy potrawę z bobu przygotowaną jeszcze wczoraj przez Bożka.

Obrazek

Obrazek

Powoli pakujemy się a w międzyczasie przybywają kolejne ekipy.

Obrazek

Po powrocie Bożko z Walentyną dostajemy od nich pamiątkową podstawkę z Rylskiego Monastyru i jakby inaczej - rakijkę.
Niestety nie wypuszczą nas dopóki nie przyjedzie ich córka, którą musimy poznać. Przybywa wraz z mężem. Po przyjeździe krótka pogawędka, pamiątkowa fota i w drogę.

Obrazek

Po drodze ostatni rzut oka na Monastyr
Obrazek

Rylski-Dupnica-Sofia-Yablanica- Pleven-Byala-Ruse
Obrazek

Po drodze mijamy tragiczny wypadek. Mercedes uderzył w drzewo a siła uderzenia odbiła go z powrotem na drogę. Wokół samochodu zgromadzili się ludzie walczący o wydostanie z wnętrza pojazdu kierowcy i pasażerów. Tragiczny widok. Oberwane koło, tarcze hamulcowe w kawałkach, które parzyły w dłonie podnoszących fragmenty gorącej jeszcze stali. Nie znamy losów pasażerów mercedesa. Nasza obecność bez dobrej znajomości bułgarskiego mija się z celem.

Przejście graniczne Ruse-Giurgiu przekraczamy bardzo szubko. Tuż za ostatnim szlabanem kolejka samochodów, tym razem po winietki. Nie dotyczy motocykli podobnie jak w Bułgarii.

Obrazek

Jesteśmy w kraju Draculi :-)
Obrazek

Giurgiu-Bukareszt-Buzau

Nocleg w hotelu. Porażka ! Niewydolna klimatyzacja a w pokoju po całodniowym upale panuje ukrop jak w saunie. W takich momentach przewaga nocy spędzonej w namiocie jest bezcenna. Tym razem nie chciał nam się szukać noclegu po zmroku. Gęsta zabudowa od wielu kilometrów wcale nam tego nie ułatwiała. Takim oto trafem piekielna noc w hotelu wycieńczyła nas ogromnie. Cały dzień pod znakiem trasa a na zakończenie piekło. Przynajmniej pod prysznicem była zimna woda ! Zbawienie :-)

cdn ...
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

16.08.2014 (sobota)

Plan na dziś to odwiedziny błotnych wulkanów po raz drugi oraz miejsca gdzie ciągle płonie ogień. Na zakończenie dnia chcemy dotrzeć jak najbliżej ukraińskiej granicy aby w niedzielne popołudnie dotrzeć do domu. Plan zwiedzania nadal w realizacji.
Wulkany błotne zwiedzaliśmy już w 2010 roku w drodze do Gruzji: http://www.radiator-mototurystyka.pl/78 ... akaukazie/" onclick="window.open(this.href);return false;.
Miejsce odwiedzamy z sentymentu oraz unikatowego charakteru wulkanów. Wszystko z znajduje się w okolicy Buzau w Rumunii i cechuje się tym, że wulkanów jest bardzo wiele.

Obrazek

Obrazek

Potoki błota zamiast lawy to w miarę bezpieczna forma wulkanizmu, najczęściej związanego z erupcją gazu ziemnego. Do ukształtowania się tych form dochodzi tylko wtedy, gdy podnoszący się gaz napotyka wody podziemne. W tym przypadku dochodzi do mieszania się wody i gazu, porywania przez taką mieszaninę piasku, iłu lub mułu, a czasem większych bloków skał.

Obrazek

Obrazek

Wulkanizm tego typu nie ma żadnego związku z działalnością wulkanizmu lawowego lub procesami powulkanicznymi. Występuje często na terenach roponośnych. Fenomen ten obserwuje się w Rumunii (rejon Berca), na półwyspie Kerczeńskim, w Kaukazie (szczególnie w Azerbejdżanie na półwyspie Apszerońskim), w północnym Iranie, także na Wyżynie Irańskiej na terytorium Iranu i Pakistanu i w Iraku, Wenezueli, Kolumbii, Indiach, Birmie oraz południowych stanach USA.

Obrazek

Obrazek

Jak wspomniałem wcześniej jest to po prostu unikatowe miejsce w Europie. Wstęp do błotnych wulkanów mica (małe) mare (duże) to raptem 4 lei (odpowiednik 4 zł).

Obrazek

Obrazek

Błotne wulkany, kratery i potoki błotnej lawy wysychając tworzą tu krajobraz księżycowy lub spękanej od długotrwałej suszy ziemi. Wypływ błotnej lawy momentami nasila się po czym ustaje. I tak na okrągło.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tak na serio wulkany błotne miały być tylko przystankiem do miejsca, gdzie płonie ziemia. Wydobywający się samoczynnie spod ziemi gaz płonie nieustająco co daje wrażenia pobytu w piekle.
Wychodząc z błotnych wulkanów zaliczamy łaźnię aby zedrzeć błotnistą maź z obuwia i nie tylko. Pytamy o drogę do piekiełka na ziemi.

Obrazek

Wygląda na to, że odnalezienie drogi łatwe nie będzie. Dostajemy informację, że jest droga na skróty. Nie zwlekając sprawdzamy z czym to się je. Koniec drogi asfaltowej, początkowo szuter i nagle błoto na serpentyniastej drodze. Błoto to mało powiedziane, gliniasta maź w oka mgnieniu sprowadza nas do parteru. Aby upewnić się jak droga wygląda dalej przechodzę kawałek pieszo i po powrocie do motocykla stwierdzam, że zawracamy. Tamara jest bardzo szczęśliwa z obrotu sprawy ale rozwaga to rzecz święta dla naszego zdrowia. Po nocnych opadach deszczu, którego nie było w Buzau glina jest zbyt śliska a kontrola nad motocyklem niemal nie możliwa. Samo postawienie motocykla w tej mazi graniczyło niemal z cudem. Zatrzymaliśmy się dopiero na trawie. Zjazd to jedno a sam podjazd może być niemożliwy choćby nawet powrotny. Nawet z oponą kostką byłoby to dość problematyczne.

Obrazek

Po powrocie na drogę asfaltową pytamy o inną drogę dojazdową. Chwilę błądzimy, lokalesi wskazują nam co chwilę inną drogę. W końcu jakiś konkret. Po naszym pytaniu o drogę facet mówi, że asfaltowa i taka na jakiej właśnie stoimy. W tym momencie staliśmy na kamiennym bruku. Stwierdzamy, że jest OK. Tamara stanowczo powiedziała, że nie wjeżdżamy już w szutry. Jak do tej pory było ich aż nadto. Skoro szutrów nie ma to jedziemy :-)
Już po 5 km okazało się, że droga była szutrowa, mimo tego nie dostałem kuksańców pod żebra i nie usłyszałem stanowczego nie.

Obrazek

Do Piekiełka na ziemi dotarliśmy szutrowymi serpentynami (ok. 30-45 km drogi szutrowej). Gdzieniegdzie było widać pozostałości dawnych asfaltów a miejscami zaczynała nam się przypominać droga z Gór Przeklętych w Albanii. Po wcześniejszych przeprawach ta wydawała się zdecydowanie bardziej bezpieczna ze względu na brak stromych przepaści graniczących z drogą.
Jesteśmy niemal u celu a droga coraz gorsza. Na naszej drodze pojawia się rzeka błota. Nie widać czy płytka czy głęboka. Mamy szczęście akurat przeprawiają się przez nią samochody terenowe dzięki czemu stwierdzamy, że da się przejechać mimo wartkiego nurtu. Z przejrzystością wody kiepsko. Błotnisty kolor mówi, że łatwo się nadziać na niewidoczny kamień lub głaz. Pytamy przeprawowiczów o nasz cel. Oznajmiają, że tuż za rzeką i kawałek pod górę. Da się dojechać.

Obrazek

Przeprawa przez rzekę poszła nieoczekiwanie sprawnie bez uprzedniego gruntowania w celu doboru trasy w tej błotnistej mazi. Tuż za rzeką ogromne koleiny z dość stromym podjazdem. Zsiadam z moto aby sprawdzić jak droga wygląda dalej. Po dotarciu do błotnisto-gliniastej mazi nawet do głowy nie przyszła myśl o podjeździe. Wracam do moto i zostawiam grubsze rzeczy. Do celu ponoć jedyne 300 metrów co oznajmia nam schodząca z góry rodzinka. A już mieliśmy się przebierać w coś lżejszego.
Skoro jest tak blisko to udajemy się pod górę w pozostałych ubrankach i butach motocyklowych. Zostawiamy przy motocyklu kaski i kurtki.

Z 300 metrowej wspinaczki po niemal pionowej ścianie zrobiło się już 600 metrów. O podjeździe motocyklem naszych gabarytów nie ma nawet mowy. Spoceni od samego spaceru a po 600 metrach nadal nic. W końcu widzimy jakąś grupę osób robiących sobie przekąskę. Może to tu? Kawałek za nimi. Ufff.
Po około 800 metrów wspinaczki między innymi przez błotko, bagienko i mały strumyczek jesteśmy u celu.

Obrazek

Przepoceni, zdyszani i zarazem szczęśliwi docieramy do Piekiełka na ziemi. Na pozór nic szczególnego dla mnie niesamowita sprawa mimo, że na odludziu. Płonąca punktowo ziemia bez roślinności a wokół skoszone siano ;-)
Podpieram się dłonią o glebę i od razu syczę. Gorąca ziemia delikatnie mnie poparzyła. Zaczynam grzebać patykiem w ziemi po czym zaczyna ona płonąć w nowym miejscu. Zabawa trwała do czasu aż nie zaczęło być gorąco w stopy mimo motocyklowych butów.

Obrazek

Tamara ze zdziwienia pyta się czy rolnicy nie boją się pożaru - wokół tyle siana ? Najwyraźniej żyjąc tu od lat wiedzą na co mogą sobie pozwolić.

Po zaspokojeniu ciekawości spoceni od panującego gorąca potęgowanego gorącem ziemnych płomieni ruszamy w dół do motocykla. Wąskie i różnie poprowadzone ścieżki są niemal identyczne. O różnicy przekonujemy się w momencie dotarcia do tym razem większej błotnej przeprawy. Chwilę później jesteśmy przy motocyklu.
Ponowna przeprawa przez błotny strumień.

Drogi nadal szutrowe ostatnie kilometry przed Foscani to droga asfaltowa początkowo kiepskiej jakości.
Dalej mkniemy na północ przez Bacau-Roman.
Po drodze myślimy o tym samym. Musimy się zatrzymać na kolację w ostatnią noc nasze podróży. Oczywiście fajną podsumowującą kolację. Wymieniliśmy się naszym planem i w drogę ...
Już półmrok Falticeni-Gura Humorului - łapiemy gumę !

Obrazek

Obrazek

Nasza nowa/używana opona przebita. Wyciągam piankę do łatania opon bezdętkowych (kilkuletnią w użyciu pierwszy raz). Po zaaplikowaniu pianka wycieka sporym otworem. No i d ... ! Po chwili przypominam sobie o kołkach do łatania. Wyciągam 1, 2, 3, 4 wszystkie się urywają podczas prób łatania. Kończy się też klej. W międzyczasie zatrzymuje się obok nas kobieta chętna do pomocy. Sobota wieczór to niefortunny termin na taką przygodę. Po wielu telefonach Pani proponuje nam lawetę z Suczawy. Co dalej ?
Po kilku nieudanych próbach z nożem na gardle obcinam nieco kołek zmniejszając jego średnicę. Wciśnięcie kołka w końcu udane. Czy skuteczne ? Musimy odczekać. Nasza Pani nie ma czasu czekać więc odjeżdża. Laweta odwołana.
Po około pół godziny wyciągam naboje CO2 i pompuję oponę w celu dojechania do jakiejś stacji benzynowej. Na pierwszy rzut oka kołek jest szczelny. Siadamy na motocykl i jedziemy. Pierwsza stacja benzynowa bez kompresora. Rozglądamy się po drodze i zatrzymujemy się przy jakiejś imprezie. Na nasze pytanie pada odpowiedź - mamy pompkę. Połowa imprezy wychodzi do nas na ulicę. Zrobił się mały tłum, który już zaprasza nas do siebie na imprezę. Opieramy się i ruszamy dalej aby dotrzeć jak najbliżej naszego ostatniego celu podróży. Jutro się okaże czy opona jest szczelna.

Gura Humorului - te rejon turystyczny. Jest weekend. Nasze poszukiwania noclegu kończą się jednoznaczną odpowiedzią. Brak miejsc. Wszystkie hotele, pensjonaty, zabite do pełna. Po dwóch godzinach poszukiwań jedziemy dalej w stronę Câmpulung Moldovenese. Gdzieś za miastem zatrzymujemy się co chwilę przy kolejnych hotelach czy pensjonatach. W końcu w jednym są wolne miejsca ale pani życzy sobie 150 RON od głowy. Pytamy czy można płacić kartą - nie ! Rezygnujemy oznajmiając, że mamy jedynie 100 RON. Przyjęła to bez emocji. W momencie kiedy siedliśmy na motocykl w celu dalszej jazdy zawołała nas do siebie. W końcu jest już północy, a dla nich najwyższa pora spać. Właścicielka ma ostatni wolny pokój więc nie przedłużała targów. Zamyka za nami bramę wjazdową, my bierzemy ze sobą na górę piwo. Z naszej upragnionej kolacji nici.
Zmęczeni idziemy spać !

cdn ...
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

cd ...

17.08.2014 (niedziela)

Wstajemy wcześnie rano. Zmęczeni pechem dnia wczorajszego mamy świadomość, że do domu ok. 750 km przez północną Rumunie po bardziej znośnych drogach lub ok. 500 km przez Ukrainę przez szwajcarski ser z tarnopolskim po drodze więc bez łapówek nie przejdzie.
Zniesmaczeni tym, że wczoraj nie udało nam się zatrzymać na noc o znośnej porze poprzedzonej smaczną i romantyczną kolacją pompujemy powietrze w przebitej wczoraj oponie i ruszamy w drogę.

Obrazek
Nie zatrzymujcie się w tym domku/pensjonacie !

Decyzja zapadła szybko. Teraz jesteśmy świadomi straconego czasu 2 godziny na łatanie opony oraz 2 godziny na poszukiwanie noclegu. Wiemy jedno, że stracony czas w miejscu bez TV, internetu, pościeli, ręczników i łazienki w pokoju za ok. 100 zł to lekka przesada.
Spanie w namiocie za FREE na prawdę bywa komfortowe ...

Campulung Moldovenese-Mestecanis to świetna choć kręta droga asfaltowa.

Obrazek

Obrazek
Węgierscy motocykliści

Dalej do Borsa droga niczym szwajcarski ser. A miało być inaczej! Tu jednak niezbyt dobrą drogę rekompensują nam widoki, wspaniale zdobione domy w Maramuresz oraz tubylcy ubrani jakby w stroje ludowe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fakt, że dzisiaj niedziela ale to na prawdę rzadki widok.
Po drodze zatrzymujemy się na śniadanie przy rzece Bystrzyca na polanie nad wodospadzikiem.

Obrazek

Obieramy kierunek jazdy na ostatni punkt naszej podróży, którym jest wodospad Cascada Cailor. Brak wyraźnych oznaczeń do wodospadu sprawia, że przejeżdżamy o kilkadziesiąt kilometrów ową atrakcję.

Obrazek

W Borsa sprawdzamy ciśnienie w oponie - spadło. Zapada decyzja - nie wracamy do wodospadu. A mogło być tak pięknie ! Dzisiejszy cel jest tylko jeden a prawdopodobnie czeka nas jeszcze łatanie gumy. W celu wydłużenia dzisiejszej jazdy idę po kolejną piankę do łatania opon. Aplikuję piankę, dobijam powietrze i w drogę.
Wiemy co straciliśmy ale na pewno jeszcze tu wrócimy :-)
W tej chwili ważniejsze staje się dotarcie do domu. Kręte drogi dość słabej jakości na pewno nie będą nam sprzyjać w dotarciu do celu.

Borsa-Sighetu Marmatiei-Negresti Oas-Livada
Przed granicą z Ukrainą zatrzymujemy się na przekąskę w celu wydania ostatnich rumuńskich lei.

Obrazek

Przejście graniczne Halmeu-Diakovo (UA)
Tu pada pytanie - dlaczego nie przez Węgry? Czy jesteśmy pewni, że chcemy jechać przez Ukrainę ? Rumuńskiemu pogranicznikowi odpowiadamy twierdząco, że TAK.
UKRAINA
Po stronie ukraińskiej dostajemy kolejną porcję pytań od ukraińskiego pogranicznika - skąd, dokąd i sporo innych pytań ? W tym roku Ukraińcy najczęściej pytają - czy wszystko w porządku ?

Obrazek

Vylok-Mukaczewo-Stryj
Po drodze stacjonarna (stały punkt) kontrola milicji (DPS)
Tutaj pytania w mocniejszym tonie:
Skąd ?
Dokąd ?
Piłeś ?
Czy tam wszystko w porządku ?
Na koniec zaskoczenie. Przygotowani mentalnie na łapówkę nagle słyszymy:
jedźcie spokojnie !
Mały szok. Zazwyczaj takie spotkania z dłuższym postojem kończyły się finansowymi przepychankami ile. Dziwne a zarazem spore zmiany.

Obrazek

Lwów - konieczny objazd przez centrum z powodu remontowanego mostu. W mieście tracimy cenny czas.
Jaworów - tankowanie i zakupy. O mały włos z własnej niewiedzy właśnie w sklepie dostalibyśmy mandat. Podchodzimy do kasy z paroma browarami po czym kasjerka nam oznajmia aby to odnieść ponieważ możemy dostać mandat. Po godzinie 19:00 alkoholu nie sprzedajemy.

Do przejścia granicznego Hruszew (Gruszew - UA) - Budomierz (PL) docieramu ok. 21:00.
Ukraiński pogranicznik sprawdza w systemie i zaznacza, że przejście graniczne ROM-UA przekroczyliśmy około godz. 16:00.
Był bardzo zdziwiony, że w tak krótkim czasie dotarliśmy do Budomierza. Koniecznie musiał nas zapytać ile jechaliśmy ! Skwitowałem to odpowiedzią bezpiecznie.
Kolejne pytanie - czy w południowej Ukrainie wszystko w porządku ?
Wydało mi się to dziwne, że niby jeden kraj a nie wiedzą nic o sobie pytając przyjezdnych.
Inny młody pogranicznik (motocyklista) zapytuje nas o motocykl. Gaworzymy uśmiechając się. Na pytanie jak na Ukrainie nagle mina mu rzednie. Temat się ucina.
Doskonale wiemy z czego to wynika. Podczas pierwszych dni naszej wyprawy na zlocie we Lwowie wszyscy młodzi mówili otwarcie: nie znamy dnia ani godziny powołania do wojska i wysłania na front.
Po tej odpowiedzi zasypuje nas pytaniami tak jak inni:
Po co ?
Dlaczego ?
kwitując stwierdzeniem:
Nie chcę umierać !
Do tego mina pogranicznika powiedziała wszystko. O mały włos i rozkleiłby się na naszych oczach. On już jest w służbach mundurowych. Może już dostał bilet na front !?

POLSKA
Przekraczamy przejście i mkniemy do domu. Jest ciemno. Jadąc wydaje mi się jakbym miał jakieś zwidy. Z lewej strony drogi przemieszcza się jakiś cień. Myślałem, że to jakaś gra świateł. Ów cień przeskoczył rów i tuż przed motocyklem w świetle reflektora pojawił się koń !
Dopiero co rozmawialiśmy o śmierci a tu w ostatniej chwili dosłownie na centymetry udaje nam się wyhamować.
Przestraszony koń zaczął wymachiwać tylnymi kopytami chcąc nas znokautować. W końcu ruszył do przodu wzdłuż oświetlonej drogi. Nagle jadący za nami samochód chciał nas wyprzedzić jakby nie widząc oświetlonego i szalejącego konia. Sam ostro hamował.
Po chwilowych emocjach omijamy powoli szerokim łukiem jadąc poboczem niespokojne zwierze.
Tamara otwiera bramę domu o 21:07.

PODSUMOWANIE
Przejechanych - 6948 km
24 dni w podróży
2 osoby - 1 motocykl
Całkowity koszt wyprawy - 4790,29 zł (kto da mniej ?):
- w tym - paliwo 2293,05 zł
- w tym reszta 2497,24 zł
Wydatki w reszta:
- wymieniona waluta na $ i Euro - 930 zł
- zlot we Lwowie - wjazd 150 hrywien + żona BEZKOSZTOWNA
- noclegi pensjon/hotel (6 z czego 2 na campingu) pozostałe za FREE (Drina (SRB), Jajce (BiH), Theth (camping)(AL), Himare (camping)(AL), Buzau (ROM), Gura Humorului (ROM)
- restauracje (6) - Lwów, Drina, Gostilje, Sarajewo, Himare, Mavrovi Anovi
- rejsy statkiem/łódką - Koman (AL), Kanion Matka (MK)
- opona
Mandaty tudzież łapówki - brak !


Na tym kończę.
Podsumuję w skrócie tytuł wyprawy do Albanii porównując do roku 2009 "Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i klaksonów"
- śmieci są ale jest ich zdecydowanie mniej
- mercedesów nadal masa ale wyraźnie widać ich malejący odsetek (możecie wierzyć lub nie było ich ponad 90% teraz ok. 70%)
- bunkry znikają i to bardzo szybko (Albańczycy wstydzą się tego przykrego kawałka historii kraju. Szkoda, ponieważ była to jedna ciekawszych atrakcji jak i wizytówek.)
- klaksony dalej funkcjonują ale zdecydowanie rzadziej ponieważ wszechobecna policja w miastach wlepia za bezsensowne użycie klaksonu mandaty.
Albania zmienia się bardzo szybko na duży +. Jak pisałem wcześniej bardzo wyraźnie poprawiła się jakość wód w rzekach. Tym razem korzystaliśmy z dość czystych rzek zażywając kąpieli, gdzie w 2009 roku było tragicznie (brud, wszechobecne śmieci wzdłuż koryta oraz rażący odór).
Brakuje cen na produktach co w pewnym sensie może zniechęcać jednak ceny są na prawdę bardzo niskie. Można powiedzieć jeden z najtańszych krajów w Europie na wypoczynek do tego nad Morzem Śródziemnym. Trzeba jednak wiedzieć gdzie wypoczywać aby się nie przerazić ciągle występującymi śmieciami i niską kulturą tubylców.
Ogólnie polecam na tańszą opcję wypoczynku :-)

Mam nadzieję, że nie zanudziłem.
Na zakończenie krótki film (po raz drugi w celu dowartościowania odwagi Wiórka/Tamary oraz twardego jak głaz tył.../pup...) a zarazem zaproszenie na długą wersję filmową, której nie zobaczycie na YouTube. Premiera filmu+inne projekcje na V Nasze Wyprawy Motocyklowe (wersja robocza planu imprezy >>>) http://www.radiator-mototurystyka.pl/wp ... pic=5787.0" onclick="window.open(this.href);return false;" onclick="window.open(this.href);return false;. Co zobaczycie - w skrócie.

KONIEC

Ponownie film - mały fragment tego co zobaczycie na żywo ...

https://www.youtube.com/watch?v=gyTBi5G0UvA" onclick="window.open(this.href);return false;
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
Awatar użytkownika
Głazio
Zwykły forumowicz
Posty: 352
Rejestracja: poniedziałek, 13 lipca 2009, 13:47
Motocykl: BMW R1150GS/Yamaha XT 600 Z
Lokalizacja: Lubaczów
Kontakt:

Re: Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i...Góry Przeklęte

Post autor: Głazio »

Na zakończenie czas zaprosić na doroczną imprezę z naszą relacją w małym maratonie.

Obrazek

Więcej szczegółów pod linkiem: http://www.radiator-mototurystyka.pl/6170/6170/

Być może do zobaczenia !
www.radiator-mototurystyka.pl
Głazio®
ODPOWIEDZ

Wróć do „GŁAZIO I JEGO FOTO RELACJE.”