KRYM
- Wiatr w Polu
- Zwykły forumowicz
- Posty: 1619
- Rejestracja: poniedziałek, 9 czerwca 2008, 11:41
Re: KRYM
Tak więc jutro z rana ruszamy.
Wojownik musi czuć zapach wojny, musi wiedzieć, że jest potrzebny. W czas pokoju tylko dudnienie KODO jest zwiastunem błogosławieństwa Cesarza do wymarszu na bój.
- LUKASZ
- Zwykły forumowicz
- Posty: 451
- Rejestracja: czwartek, 3 kwietnia 2008, 10:36
- Motocykl: DKW RT200H, BMW GS, KTM 790,Yamaha, Hondax2
Re: KRYM
Pozdrowienia z Auszty Krym, Zgrywus,Cykus,Wally,Wiatr,Swiety,Lukasz,Witek,Wiola.Przyslijcie kase bo nie mamy za co wrocic.
- Załączniki
-
- Krym.jpg (57.58 KiB) Przejrzano 12848 razy
- LUKASZ
- Zwykły forumowicz
- Posty: 451
- Rejestracja: czwartek, 3 kwietnia 2008, 10:36
- Motocykl: DKW RT200H, BMW GS, KTM 790,Yamaha, Hondax2
Re: KRYM
lukasz pisze:Pozdrowienia z Auszty Krym, Zgrywus,Cykus,Wally,Wiatr,Swiety,Lukasz,Witek,Wiola.Przyslijcie kase bo nie mamy za co wrocic.
- Załączniki
-
- Zd.jpg (84.5 KiB) Przejrzano 12848 razy
- Wiatr w Polu
- Zwykły forumowicz
- Posty: 1619
- Rejestracja: poniedziałek, 9 czerwca 2008, 11:41
Re: KRYM
Wróciliśmy. Cali, zdrowi i zadowoleni, choć zmoknięci i zziębnięci. Po wielu przygodach na Krymie i w drodze. Po przejechanych dziś 840 km zrobię sobie chyba jutro dzień bez motocykla
Krótka relacja o wyprawie wkrótce. Filmik jeszcze później.
Krótka relacja o wyprawie wkrótce. Filmik jeszcze później.
Wojownik musi czuć zapach wojny, musi wiedzieć, że jest potrzebny. W czas pokoju tylko dudnienie KODO jest zwiastunem błogosławieństwa Cesarza do wymarszu na bój.
- Wiatr w Polu
- Zwykły forumowicz
- Posty: 1619
- Rejestracja: poniedziałek, 9 czerwca 2008, 11:41
Re: KRYM
Było tak…
Wyjechaliśmy 22 zgodnie z planem. 7 motocykli, 8 osób. Pierwszy dzień (mimo, że niewiele przejechaliśmy) dał się nam mocno we znaki z powodu złego stanu dróg na zachodniej Ukrainie. Rano szybkie śniadanie i w drogę. Pogoda była wyśmienita, drogi lepsze, kilometrów ubywało. Wieczorem szukanie hotelu. Mimo, że zrobiliśmy tego dnia 700 km i byliśmy już na Krymie, do celu pozostało nam jeszcze 170 km, a noc już była ciemna. Trzeciego dnia mkniemy sobie spokojnie, a tu awaria motocykla – powietrze schodzi z przedniego koła maszyny Wally’ego. Po dokładnych oględzinach znajdujemy przyczynę. Na jakiejś dziurze zagięła się felga. Naprawimy to dopiero na miejscu. Główną bazę wypadową zakładamy w Ałuszcie na południowym brzegu półwyspu. Stamtąd wyjeżdżamy do Jałty, Sudaku, Sewastopola, Bachczeseraju, Ałupki. Zwiedzamy pałac chanów krymskich, największy kaniom Krymu, Twierdzę Genueńską, Pałac Woroncewa, Jaskółcze Gniazdo, pływamy po zatoce Sewastopola oglądając statki floty czarnomorskiej i słuchając opowieści o obronie tego miasta… Mnie najbardziej urzekły nie zabytki, ale krajobrazy. Takie niesamowite widoki, że dech zapiera. No i te kręte, górskie drogi. Wieczorami dzielimy się wrażeniami z jazdy, rozmawiamy – jak to motocykliści – o różnych takich. Jest dużo śmiechu i zabawy. Kiedyś Zgrywus wpadł na pomysł, że trzeba dojechać motocyklem tak daleko, jak się da i zamoczyć przednie koła w Morzu Czarnym. Dojechaliśmy, a jakże. 50 metrów po plaży zakopując się prawie po ramy. A wiecie, jak trudno wyciągnąć potem takiego goldasa i wypchnąć z powrotem na twardy grunt? Ale warto było, uwierzcie. Drogę powrotną „rozbiliśmy” na 2 dni wybierając trasę okrężną, ale lepszą znacznie, przez Kijów. Drugiego dnia ok 15 zaczęło tu i ówdzie mżyć, co trochę spowolniło tempo jazdy. Minęliśmy Żytomierz, a przed Równem pożegnaliśmy się. Ja z Witkiem odbiłem na Lwów, reszta ekipy (poza Świętym, który ze względu na zobowiązania pojechał dużo wcześniej) pojechała na przejście w Zosinie. Nam całkiem nieźle szło – już o 20 (całkiem jeszcze jasno) byliśmy we Lwowie. Jednak ostatnie 60 km pokonaliśmy w strasznej ulewie i po zmroku w tempie 30 km/h. Droga była potwornie dziurawa (taką jeszcze nie jechaliśmy), a ruch tak duży, że oślepieni światłami i deszczem walczyliśmy, żeby nie upaść, nie wjechać do rowu itd. Ok 23 przekraczaliśmy granicę.
Dziękuję raz jeszcze wszystkim uczestnikom wyprawy za wyśmienite towarzystwo. Do zobaczenia znowu na trasie.
Wyjechaliśmy 22 zgodnie z planem. 7 motocykli, 8 osób. Pierwszy dzień (mimo, że niewiele przejechaliśmy) dał się nam mocno we znaki z powodu złego stanu dróg na zachodniej Ukrainie. Rano szybkie śniadanie i w drogę. Pogoda była wyśmienita, drogi lepsze, kilometrów ubywało. Wieczorem szukanie hotelu. Mimo, że zrobiliśmy tego dnia 700 km i byliśmy już na Krymie, do celu pozostało nam jeszcze 170 km, a noc już była ciemna. Trzeciego dnia mkniemy sobie spokojnie, a tu awaria motocykla – powietrze schodzi z przedniego koła maszyny Wally’ego. Po dokładnych oględzinach znajdujemy przyczynę. Na jakiejś dziurze zagięła się felga. Naprawimy to dopiero na miejscu. Główną bazę wypadową zakładamy w Ałuszcie na południowym brzegu półwyspu. Stamtąd wyjeżdżamy do Jałty, Sudaku, Sewastopola, Bachczeseraju, Ałupki. Zwiedzamy pałac chanów krymskich, największy kaniom Krymu, Twierdzę Genueńską, Pałac Woroncewa, Jaskółcze Gniazdo, pływamy po zatoce Sewastopola oglądając statki floty czarnomorskiej i słuchając opowieści o obronie tego miasta… Mnie najbardziej urzekły nie zabytki, ale krajobrazy. Takie niesamowite widoki, że dech zapiera. No i te kręte, górskie drogi. Wieczorami dzielimy się wrażeniami z jazdy, rozmawiamy – jak to motocykliści – o różnych takich. Jest dużo śmiechu i zabawy. Kiedyś Zgrywus wpadł na pomysł, że trzeba dojechać motocyklem tak daleko, jak się da i zamoczyć przednie koła w Morzu Czarnym. Dojechaliśmy, a jakże. 50 metrów po plaży zakopując się prawie po ramy. A wiecie, jak trudno wyciągnąć potem takiego goldasa i wypchnąć z powrotem na twardy grunt? Ale warto było, uwierzcie. Drogę powrotną „rozbiliśmy” na 2 dni wybierając trasę okrężną, ale lepszą znacznie, przez Kijów. Drugiego dnia ok 15 zaczęło tu i ówdzie mżyć, co trochę spowolniło tempo jazdy. Minęliśmy Żytomierz, a przed Równem pożegnaliśmy się. Ja z Witkiem odbiłem na Lwów, reszta ekipy (poza Świętym, który ze względu na zobowiązania pojechał dużo wcześniej) pojechała na przejście w Zosinie. Nam całkiem nieźle szło – już o 20 (całkiem jeszcze jasno) byliśmy we Lwowie. Jednak ostatnie 60 km pokonaliśmy w strasznej ulewie i po zmroku w tempie 30 km/h. Droga była potwornie dziurawa (taką jeszcze nie jechaliśmy), a ruch tak duży, że oślepieni światłami i deszczem walczyliśmy, żeby nie upaść, nie wjechać do rowu itd. Ok 23 przekraczaliśmy granicę.
Dziękuję raz jeszcze wszystkim uczestnikom wyprawy za wyśmienite towarzystwo. Do zobaczenia znowu na trasie.
Wojownik musi czuć zapach wojny, musi wiedzieć, że jest potrzebny. W czas pokoju tylko dudnienie KODO jest zwiastunem błogosławieństwa Cesarza do wymarszu na bój.