Strona 1 z 1

Włochy-Szwajcaria-Austria czyli Dolomity i Alpy 2009r. cz. I

: środa, 19 sierpnia 2009, 12:32
autor: sasza
Włochy-Szwajcaria-Austria czyli Dolomity i Alpy motocyklem - 2009

Przyszedł kolejny sezon motocyklowy 2009 i nadszedł czas na następną wyprawę motocyklową. Tym razem trasa zaplanowana została z rozmachem. Do Włoch nad jezioro Garda przez Słowację i Austrię. Następnie w kierunku Francji pod Mont Blanc. Kolejny etap to Szwajcaria, jeszcze raz Włochy (górami), Austria i kierunek dom – część ekipy w kierunku Zamościa, a druga połowa do Brna na wyścigi motoGP.

W wyprawie udział wzięli:
Ja – Sasza (Kawasaki ZX-6R)
Grzesiek (Honda Varadero)
Grzesiek (Honda CBR 1100 XX)
Mariusz (Honda VFR)
Edi (Suzuki GSX-R 1000)
Artur (Yamaha TDM 850)
i Jurek (Suzuki Hayabusa)
czyli ten sam skład co rok temu

Trasa nieznacznie uległa modyfikacjom z uwagi na ograniczoną ilość dni na pokonanie takiej trasy. Powiem tylko, że z planów wypadła nam tylko Francja. Ale po kolei:

Zaczęło się od planowania pakowania na tygodniowy wyjazd. Tym razem ograniczyłem się do tylnej torby na siodełko tylne oraz plecaka, gdzie prawie całą przestrzeń zajmował aparat (z uwagi na jakość zdjęć niezbędna była lustrzanka) i kamera wideo. Wziąłem też przeciwdeszczówkę i namiot, który dzięki uprzejmości Grześka (Varadero), znalazły miejsce na jego pojemnym sprzęcie. Zrezygnowałem z torby na bak, co było strzałem w dziesiątkę (można było pochylić się przy większych prędkościach i chociaż trochę schować za szybką oraz nie trzeba było ciągle zdejmować i zakładać torby przy tankowaniu, które odbywało się dosyć często).
Do wyprawy trzeba było odpowiednio się przygotować, czyli na pierwszy ogień poszły opony do wymiany (Dunlopy Qualifiery II spisywały się rewelacyjnie).

Obrazek

Oczywiście przed wyjazdem fotka licznika na start:

Obrazek

Zbiórka jak rok temu na Stacji Statoil o godz. 6.30 w niedzielę 9 sierpnia. Jak przybyłem na stację, wszyscy byli już na miejscu

Obrazek
Obrazek

O godzinie 7.00 byliśmy w Zwierzyńcu u Jurka (Hayabusa).

Obrazek Obrazek

Tam zostaliśmy ugoszczeni kawą na rozbudzenie i wyruszyliśmy w kierunku granicy ze Słowacją w Barwinku kierując się na Bratysławę i Wiedeń.

Jeszcze tylko fotka opony przed wyprawą i w drogę

Obrazek

Po drodze ok. godz. 8.40 krótki postój przy Makro w Rzeszowie, celem zakupu kamizelek odblaskowych (nie wszyscy mieli, a w Austrii są obowiązkowe)

Obrazek

Bliżej granicy znowu krótki postój, gdzie zaczekaliśmy na kolejnego towarzysza podróży – Artura (Yamaha TDM).

Obrazek Obrazek

Przed 11-ą byliśmy na granicy w Barwinku.

Obrazek

Tankowanie do pełna i ups... Honda VFR Mariusza nie odpaliła. Okazało się, że padł akumulator (który był już wcześniej przeładowany przy uszkodzonym regulatorze napięcia). Na szczęście byliśmy jeszcze w Polsce, niedaleko od miejsca zamieszkania Artura (TDM).

Obrazek Obrazek

Artur wykonał kilka telefonów i przy uprzejmości jego kolegi (który wyjął aku ze swojego sprzętu) oraz swojej małżonki (która przywiozła akumulator na miejsce naszego postoju) mogliśmy ruszyć w dalszą drogę.
Następny postój na Słowacji. Tankowanie i mała przerwa na uzupełnienie płynów i krótki odpoczynek, bo było dosyć gorąco.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Zbliżaliśmy się już do Bratysławy ok. 18.20, gdzie zatrzymała nas mała awaria w Suzuki Hayabusa Jurka. Okazało się, że oberwała się obejma trzymająca tłumik lewy (jak się okazało wcześniej już spawana).

Obrazek Obrazek

Szybka naprawa, prawie jak w pit stopie i mogliśmy ruszyć w dalszą drogę

Obrazek

W związku z tym, że zrobiło się późno, nasze plany dotarcia za Wiedeń spaliły na panewce. Postanowiliśmy poszukać campingu w Bratysławie. Dzięki nawigacji Grześka (Varadero) nie było z tym problemu. Postanowiliśmy nie rozbijać namiotów, tylko wynajęliśmy dwa 4-osobowe domki drewniane aby przespać nockę. Po całym dniu jazdy zasłużony odpoczynek przy zimnym słowackim piwku.

Obrazek Obrazek

A później zasłużony odpoczynek

Obrazek Obrazek

A motocykle zaparkowane przy domkach cierpliwie czekały następnego dnia

Obrazek

Na drugi dzień w poniedziałek zastała nas ładna pogoda (było dosyć ciepło i co najważniejsze sucho)

Obrazek

Już wszyscy zaczęli się przebudzać

Obrazek Obrazek

Szybka fotka stanu tylnej opony ( i mały retusz :) )

Obrazek Obrazek

I nadszedł czas na śniadanie. Gorący kubek z samego rana był rewelacyjny. Grzesiek (Honda XX) złapany na pilnowaniu aż zagotuje się woda.

Obrazek

W takich domkach spaliśmy (bez rewelacji, ale przynajmniej nie było zachodu z rozkładaniem i składaniem namiotów).

Obrazek

Mocowanie tłumika w Hayabusie naprawione na dalszą drogę

Obrazek

Trzeba było zbierać się w dalszą drogę

Obrazek Obrazek

Po drodze już w Austrii, następna przerwa na tankowanie i krótki odpoczynek oraz wspólna fotka

Obrazek Obrazek

I mały retusz

Obrazek

Powoli zbieramy się w dalszą drogę

Obrazek

Jurek (Hayabusa) zamyślony

Obrazek

Grzesiek (Varadero) łapie się za głowę :)

Obrazek

Edi czyści szybkę kasku

Obrazek

Na podjeździe na stacji paliw zauważyliśmy niezłych rozmiarów ćmę

Obrazek

Po szybkiej autostradowej jeździe czas na odpoczynek na parkingu w Austrii (na odcinku ok. 150 km zamieniliśmy się z Edim na sprzęty i miałem okazję przetestować Suzuki GSX-R 1000. Muszę powiedzieć, że elastyczność silnika i zapas mocy powala na kolana. Ja w swojej Kawie przy 160 km/h mam ponad 9000 obr/min, a Suzi na spokojnie coś ponad 5000. Chyba następny sprzęt to będzie jakiś tysiączek :) )

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Jest już godz. 15-a. Jesteśmy już we Włoszech, oczywiście na tankowaniu i odpoczynku.

Obrazek Obrazek

Wspólna fotka

Obrazek

I w dalszą drogę.
Pod wieczór wreszcie dotarliśmy do zaplanowanego celu tj. nad jezioro Garda we Włoszech. Po znalezieniu campingu (co wcale nie było łatwe, nie wiedzieć czemu na wielu campingach nie życzą sobie motocyklistów :) ) pierwsze rozbijanie namiotów i zasłużony relaks

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Było gorąco, więc ok. 10-ej część ekipy znalazła ochłodzenie w wodzie jeziora Garda

Obrazek Obrazek

Przed 24-ą czas na spanie, aby wypocząć przed następnym dniem na 2 kółkach

Obrazek Obrazek

Okazało się, że mój namiot był największy, za to miałem sporo miejsca na spanie i bagaż

Obrazek

We wtorek rano przed godz. 7-ą pobudka, szybkie śniadanie, składanie namiotów i pakowanie się w dalszą drogę

Obrazek Obrazek Obrazek

Po drodze jeszcze we Włoszech przerwa na tankowanie i pyszne włoskie espresso z rogalikiem

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Słońce prażyło niemiłosiernie. Po drodze (Włochy) zatrzymaliśmy się jeszcze nad jeziorkiem na chwilę odpoczynku połączoną z ochłodzeniem się pysznymi lodami

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Edi odpoczywał w cieniu pod drzewem

Obrazek

Niedługo później dojechaliśmy do granicy ze Szwajcarią. Na granicy od razu zapytali nas o winietki na autostrady (niestety wjeżdżaliśmy zaraz na szwajcarską autostradę). Nie było wyjścia i każdy z nas musiał wydać po 30 euro na półroczną winietkę (na krótszy okres czasu niestety nie ma).
Słońce nadal ostro przygrzewało. Zatrzymaliśmy się już w Szwajcarii na tankowanie, małe zakupy i odpoczynek połączony z konsumpcją.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Kolejne tankowanie i wypłata franków z bankomatu przy stacji benzynowej

Obrazek

Po chwili zjechaliśmy już z autostrady i ruszyliśmy w góry w kierunku San Gottardo. I od razu piękne widoki i śnieg.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Wspólne fotki na górze

Obrazek Obrazek Obrazek

Pamiątkowe fotki przy Kawie

Obrazek Obrazek

A takie były widoki z góry

Obrazek Obrazek

Ninja i Hayabusa na tle szwajcarskich gór

Obrazek

Spojrzenie na licznik kilometrów, ile to już nakręcone od wyjazdu

Obrazek

Nadal San Gottardo, na szczycie przy jeziorze chwila oddechu i oczywiście sprzęt foto i video w użyciu.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Na dół zjechaliśmy starą górską brukowaną i krętą drogą (na szczęście było sucho)

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek
Obrazek Obrazek

Widząc śnieg przy drodze, nie mogliśmy się nie zatrzymać i odmówić sobie małych szaleństw i wygłupów.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Krótki postój przy wodospadzie

Obrazek

I piękne widoki z góry

Obrazek Obrazek

Ok. 18-ej zjechaliśmy już z gór, aby poszukać fajnego campingu. Przy ulicy napotkaliśmy Hotel Astoria z restauracją – jak wskazywało oznaczenie Biker Point. Jednak po kolacji i piwku w tymże miejscu okazało się, że ceny nie są raczej dla bikerów.

Obrazek

Niedaleko znaleźliśmy przytulny niewielki camping w otoczeniu gór. Znowu trzeba było rozstawić namioty i rozpakować się.

Obrazek Obrazek Obrazek

Po kolacji, ok. 20.20 wyruszyliśmy na spacer celem zorientowania się w okolicy

Obrazek

Wspólna fotka na tle skansenowskich domków

Obrazek

Grzesiek (Honda XX) miał chęć poszaleć na nartach :)

Obrazek

Na szwajcarskich drogach widok pięknych sportowych samochodów to nic niezwykłego. Nie mogłem oprzeć się aby nie przyjrzeć się Fordowi Focusowi RS

Obrazek Obrazek Obrazek

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Biker-Point na kolację.

Obrazek

Mariusz (VFR) nie mógł nie przymierzyć się do starej VFR-ki wyeksponowanej przy ulicy

Obrazek

Postanowiliśmy przenocować dwie noce w Szwajcarii. W środę rano pobudka przed godz. 8.00. Charakterystycznym dźwiękiem i w dzień i wnocy były dzwonki, które przywiązane były do krów przebywających na łąkach. Ciągle coś nam w uszach dzwoniło :)

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Obok nas mieszkał Szwajcar. Przyjechał camperem z przyczepką. Jak się później okazało, w przyczepce miał niezły sprzęt – przerobioną na trajkę Hondę GoldWing. Po prostu wyjechał z przyczepy, nałożył skórę i pojechał w góry. Takiemu to dobrze.

Obrazek Obrazek

I w trasę (tym razem bez bagaży – można więc było trochę powinklować)

Piękne górskie widoki (w tle lodowiec i kręte trasy)

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Oczywiście wspólna fotka

Obrazek

I własna fotka pamiątkowa

Obrazek

Ja i Jurek na tle lodowca

Obrazek

Ruszyliśmy dalej, ale piękne widoki co chwila kusiły nas aby zatrzymać się i pstryknąć fotkę

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Ok. godz. 12-ej przyszedł czas na drugie śniadanie. Zatrzymaliśmy się przy trasie, gdzie jedząc i odpoczywając ciągle wzrok chodził nam na lewo i prawo śledząc przejeżdżające motocykle.

Obrazek Obrazek

Tylna opona w Kawie już lekko przytarta na bokach :)

Obrazek

I dalej w drogę, lewo, prawo, lewo, prawo, dwójka, trójka, redukcja do jedynki i ogień w górę..... ech piękna jazda. W międzyczasie dotankowanie do pełna

Obrazek

i po niedługim odcinku drogi, chwila przerwy na ładne fotki

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Motocykle grzecznie czekają na swoich jeźdźców, hehe

Obrazek Obrazek

A Mariusza (VFR) chyba ktoś wpuścił w kanał :) , haha

Obrazek

Wszyscy spoglądamy na stromą ścianę skalną, na której wspinają się śmiałkowie

Obrazek Obrazek

Każdy pozował wraz ze sprzętem

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

I jeszcze jedna fotka

Obrazek

Czas na zjazd w dół i powrót na camping. Po drodze na dół zgubił nam się Jurek (Hayabusa) i przystanęliśmy przy drodze na stacji z nadzieją, że jakoś nas znajdzie.

Obrazek Obrazek Obrazek

Jurek, jako wprawiony podróżnik z zawodu, szybko nas znalazł.
Wjechaliśmy jeszcze na szczyt góry, gdzie jak zwykle trzeba było pstryknąć fotki

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek

Kawa też ślicznie wyglądała na wysokościach w pełnym słońcu

Obrazek

I mały retusz

Obrazek

Po całym dniu jeżdżenia i zwiedzania, ok. 18-ej wróciliśmy na camping na kolację.

Obrazek Obrazek

I tego wieczoru odbyło się oficjalne przekazanie whisky przez Grześka (Honda XX) na ręce Jurka (Hayabusa) – wg wcześniejszego zakładu :) . Oczywiście whisky nie przetrwała długo, nawet kropelka nie zdążyła odparować :)

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Jeszcze widok sprzętów czekających w pogotowiu na następny dzień

Obrazek Obrazek

A licznik wskazywał już

Obrazek

Cały dzień w kasku ładnie formuje fryzurę. Na przykładzie Grześka (Honda XX) tak to wyglądało

Obrazek Obrazek

A po kolacji rozpoczęły się przymiarki do sprzętów. Niektórzy chcieli sprawdzić jaką to super wygodną pozycję ma kierowca i pasażer na Kawasaki, a może chodziło tu o wspólne przytulanie ?:)

Obrazek Obrazek

Były też przymiarki do X-a

Obrazek Obrazek

Następnego dnia w czwartek rano rozpoczęło się składanie namiotów i wymarsz w dalszą drogę

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Po drodze tankowanie przy autostradzie (nadal akcja toczy się w Szwajcarii) oraz kawa i coś na ząb do kawy.

Obrazek Obrazek Obrazek

Na tej stacji zamieniłem się z Jurkiem na sprzęty i miałem okazję przetestować Suzuki Hayabusa. Już przy zakręceniu rozrusznikiem i odpaleniu sprzętu czuć różnicę między 600-ką a motorem o pojemności 1300 ccm. Na trasie moc i elastyczność silnika powala na kolana. Lekki ruch prawą ręką i na liczniku jest już 2…. No dobra nie powiem dokładnie ile. No i pozycja kierowcy dużo bardziej wygodniejsza niż na moim bzyku.

Tego dnia wyruszyliśmy w kierunku Włoch na przełęcz Stelvio.
Po drodze chwila przerwy

Obrazek Obrazek

Rzut okiem na opony

Moja tylna

Obrazek

I tylna Ediego (GSX-R 1000)

Obrazek

Jechaliśmy drogami, że często widoki i winkle zapierały dech w piersiach. Znowu chwila przerwy na sesję zdjęciową.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Jeszcze w Szwajcarii zatrzymaliśmy się w miasteczku przy sklepie na małe zakupy połączone od razu z konsumpcją

Obrazek Obrazek

I wreszcie dojechaliśmy do Włoch pod przełęcz Stelvio. Tam rozbiliśmy się na campingu w pięknym otoczeniu gór i lodowca.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Wieczorem tradycyjnie piwko i kolacja

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek

Całą drogę Grzesiek (Honda XX) wspominał o prosciutto i wreszcie jego słowa się spełniły i na kolację spróbowaliśmy tego włoskiego specjału

Obrazek Obrazek

Tak wyglądało nasze miejsce biesiadowania. Wszystko lepiej smakowało w takim otoczeniu górami

Obrazek Obrazek

A jutro mieliśmy ruszyć na przełęcz Stelvio. Na widokówce widać jak pięknie i jakie widoki czekały na nas następnego dnia

Obrazek

Jeszcze pamiątkowa fotka na tle lodowca

Obrazek

I na nasz camping

Obrazek

Na jednym kółku też można było poszaleć :)

Obrazek

Wspólna fotka do albumu

Obrazek

A wieczorem wyruszyliśmy na małą przechadzkę po okolicy, a za nami przepiękne widoki

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Akurat znaleźliśmy bankomat i kto potrzebował kasy mógł skorzystać

Obrazek

Po przechadzce pora spać. W nocy zaczęło robić się nieciekawie. Zerwał się wiatr i już myśleliśmy, że pofruniemy z namiotami, ale na szczęście ucichł lecz zaczęło padać. Nie było tragicznie. Rano było jeszcze mokro, ale jak ruszyliśmy w trasę to drogi były suche.

Czwartkowy poranek ok. godz. 8.00

Obrazek

Motocykle całe mokre

Obrazek Obrazek

Ale widoki takie same :)

Obrazek

Wspólne śniadanie (przydał się firmowy kubek KBM :) )

Obrazek Obrazek

I po zaliczeniu dziesiątków super krętych zakrętów i agrafek wjechaliśmy na Stelvio

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

A świstak siedzi i zawija w te sreberka :)

Obrazek

Oczywiście każdy musiał mieć fotkę

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

I wspólna fotka pamiątkowa

Obrazek

Oraz naszych motocykli

Obrazek

Tak wyglądała trasa, którą wjeżdżaliśmy, a później zjeżdżaliśmy na dół

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Oczywiście nie mogło zabraknąć fotki na śniegu na wysokości 2790 m npm.

Obrazek Obrazek

Dwa Alpinestarsy pozują do zdjęcia :)

Obrazek

Na nartach też można było pojeździć

Obrazek Obrazek Obrazek

Ja nie mogłem oprzeć się tym pomarańczowym okiennicom (pasującym pod kolor motocykla)

Obrazek

Potwierdzenie wysokości na nawigacji Grześka (Varadero)

Obrazek

Na szczycie, przy świeżym górskim powietrzu, przepyszna była kawa i strudel serwowane w kawiarni. A Słońce ładnie grzało.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Zamiast motocykli czy samochodów, można było wspiąć się na 2800m nmp również na rowerach (zapewne niezły wysiłek jechać ok. 12 km pod górę)

Obrazek

Po kawie na górze zjechaliśmy na dół na sesję zdjęciową

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek

Po zaliczeniu Stelvio ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem kierunek na Timmelsjoch (po włosku Passo del Rombo) – następny szczyt górski pomiędzy Austrią a Włochami.
Przed wjazdem na Timmelsjoch jeszcze przerwa na zakupy i szybki posiłek

Obrazek Obrazek